Od tego filmu właśnie poznałem szaloną twórczość brytyjskiego wielbiciela kiczu i wcale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Pierwszy seans" Gotyku" wymęczył mnie potwornie, a sam film miałem ochotę spłukać w kiblu. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Minęło kilka miesięcy i zdecydowałem się obejrzeć go ponownie... moja opinia zmieniła się o 180 stopni.
Film jest wariacją na temat powstania "Frankensteina". W Diodati mieszka wygnany po wielu skandalach Lord Byron. Odwiedzają go, Percy Shelley, wraz z kochanką Mery i jej siostrą Claire. W spotkaniu uczestniczy również dr. Polidori.
Poprzez swoje rozmyślania sięgają po tom opowieści o duchach, który skłania ich do wymyślenia własnych strasznych historii. Byron jednak postanawia iść z tym wszystkim jeszcze dalej - stworzyć ducha. Podczas pewnego rytuału przywołują wszystkie gnębiące ich lęki i... przed nimi dłuuuga noc.
"Gotyk" od samego początku prezentuje się jako dosadny ciąg szaleństwa. Wszystko jest wyolbrzymione i przykryte warstwą psychodeli, głównie za sprawą szalonej muzyki Thomasa Dolby'ego. Zwykła na pozór zabawa w chowanego zamienia się na naszych oczach w obłąkańczą bieganinę.
Aktorstwo również jest z lekka przerysowane. Russel lubi nadekspresyjną grę aktorską, ale potrafi się nią posługiwać. Poza tym, Gabriel Byrne, Julian Sands, czy Timothy Spall to osoby, które ogląda się miło, nawet gdy szarżują.
Ten pierwszy jest wręcz idealny jako dupkowaty Lord Byron i co do wiarygodności ten kreacji nie mam wątpliwości. Co do Juliana Sandsa nie byłem całkiem przekonany, chociaż po przeczytaniu wierszy Percy'ego Shelleya jestem w stanie uwierzyć, że miał on taką... specyficzną osobowość.
Z tego, co zdążyłem się zorientować, Russel posiada też ogromne zamiłowanie do kolorowego, przesadzonego kiczu i czarnego humoru przesyconego wszelkiego rodzaju perwersyjnymi aluzjami erotycznymi.
Wszystko to jest tutaj. Może nie tak bezwstydne jak przy okazji takich "Diabłów", ale jednak.
Jak już wspomniałem, film wyolbrzymia prawie wszystko do poziomu wręcz surrealistycznego. A to dlatego, że nie wiadomo ile w tym prawdziwych sił nadprzyrodzonych, a ile zwidów wywołanych przez popijane ciągle laudanum. Prowadzi nas to w 80-minutową wycieczkę po ekstatycznym szaleństwie w pięknej, gotyckiej oprawie... oczywiście!
Mimo swojej dosadności, film Russela nie zapomina, że jest horrorem. Scenografie, zdjęcia, cała masa silnych "sennych" sekwencji tworzy oniryczną, nieprzewidywalną atmosferę. Tak samo kwestie bohaterów są czasami nieziemsko dobre.
Zdarza się czasem, że gadają jak potłuczeni, miejscami akcja połączona z przesadzonym stylem tworzy lekki zamęt, a niedomówienia trochę gryzą.
Ale czy jest to dobra rekomendacja?
Trudno powiedzieć. Za pierwszym razem nie wiedziałem co u licha się dzieje i co mam o tym myśleć. Za drugim razem doceniłem bardziej. "Gotyk" pozostaje w tyle za innymi dziełami Russela, ale wydaje mi się teraz przystępną opcją dla kogoś, kto chce tego reżysera poznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz