Jestem przekonany, że odsetek ludzi znających "Dotknięcie Meduzy" jest niewielki. Ów film znalazłem przypadkowo, przeglądając filmografię Richarda Burtona.
Marek Antoniusz gra tutaj ekscentrycznego, bardzo nieprzyjemnego pisarza Johna Morlara. Już w pierwszej scenie ktoś rozkwasza mu głowę figurką. Sprawę bada francuski komisarz Brunel i szybko odkrywa jedną, zaskakującą rzecz - Morlar przeżył.
Śledztwo prowadzi Brunela do niejakiej dr. Zonfeld, psychiatry, u której Morlar próbował wyleczyć się z dość niecodziennego przeświadczenia - twierdził bowiem iż siłą umysłu potrafi powodować katastrofy...
Atmosfera w "Dotknięciu Meduzy" jest esencją brytyjskich thrillerów lat 70tych, doprawiona bezbłędną ścieżką dźwiękową Michaela J. Lewisa.
Wraz z klimatem dostajemy ogromną dawkę napięcia. Scenariusz Johna Brileya jest dynamiczny, angażujący i w ciekawy sposób konstruuje intrygę. Retrospekcje z rozmów między Zonfeld a Morlarem przechodzić będziemy do kolejnych retrospekcji z młodości pisarza.
Pomiędzy kolejnymi flashbackami nie ma żadnych przejść, co z początku może zbijać z tropu, ale da się do tego przyzwyczaić, co więcej nie wywołuje konfuzji u widza, a wręcz jeszcze bardziej podbija klimat w górę i ma swój urok.
Rys psychologiczny Morlara jest bardzo pogłębiony, ale inne postacie trochę przez to straciły. Sam Brunel jest postacią raczej mało zapadającą w pamięć, to samo dotyczy dr. Zonfeld. Przy tak mocny czarnym (tak jakby) charakterze, widz jest w stanie wręcz zapomnieć, że w filmie są jacyś inni bohaterowie.
To jest trochę przykre, bo obsada jest doborowa. Obok Burtona występują Lino Ventura i Lee Remick, którą możecie kojarzyć z "Omenu".
Jack Gold dał nam świetnie wykonany, intrygujący thriller, który wciąga od swojego tajemniczego wstępu, aż po spektakularny finał.
Jako smaczek, wykonane za pomocą samych miniatur, świetnie wyglądające rozbicie samolotu o wieżowiec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz