Trzecia odsłona "Omenu" była niegdyś moją ulubioną. Z dwóch kontynuacji uważam ją za tę lepszą, chociaż to nadal nie jest film na miarę części pierwszej.
Tym razem Richard Donner postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Początkowo miał zająć stołek reżysera, lecz później zadowolił się jedynie posadą producenta.
Widzieliśmy już Damiena jako małego chłopca, jako nastolatka, wiec przyszedł czas, abyśmy zobaczyli dorosłego już Antychrysta u szczytu swojej władzy.
Za pomocą swoich diabelskich mocy Damien obejmuje posadę ambasadora Wielkiej Brytanii, przygotowując się na ponownie narodziny Chrystusa.
Fabuła "The Final Conflict" mocno czerpie z przypowieści o Herodzie, co jest >według mnie< całkiem dobrym rozwiązaniem i też nadaje całości smaku. Świta Damiena liczy ogromną liczbę ludzi, w tym harcerzy, a nawet księży... rzeź niewiniątek szybko wstrząsa Anglią.
W międzyczasie sztylety Megido wpadają w ręce mnichów z Subiaco i ci podejmują nierówną walkę z Damienem, przy okazji starając się odszukać Boże Dziecię.
Podczas, gdy drugi "Omen" cierpiał z powodu braku sensownej fabuły, tak trzeci cierpi z innego powodu - Dziury fabularne!
Jeżeli ma nastąpić powtórne przyjście i Chrystus ma osobiście rozprawić się z Antychrystem to... po co istnieją sztylety?
Po drugie, teraz wystarczy tylko jeden sztylet, aby zabić Damiena, mimo, że z dwóch poprzednich filmów wiemy, że potrzeba wszystkich siedmiu. Może to ma jakiś związek z w/w zdarzeniem, ale nie jest to w żaden sposób wytłumaczone.
Po trzecie, zakończenie jest okropne. Nie przeszkadza mi jego "kameralność", problem w tym, że najpierw mamy całkiem duży build up... szast, prask i wszystko się kończy. Po upale zawsze przychodzi burza. Tutaj był upał, były czarne chmury, ale nie było ani jednego grzmotu.
Jest jeszcze kilka innych drobiazgów, ale mniejsza z tym, bo to i tak dobrze napisany film.
Podobał mi się wątek walczących z Damienem mnichów. Sam Damien był ciekawą postacią. Z jednej strony dążący do celu po trupach i demoniczny, z drugiej strony szanowany polityk, którego wszyscy uwielbiają i mają ku temu powody.
Zresztą, Sam Neill jako Damien jest jedyną rzeczą, która ten film ciągnie do góry. Gdy go widziałem, byłem w stanie uwierzyć, że ten facet jest synem samego Diabła.
"The Final Conflict" rzuca drobnymi nawiązaniami do pierwszej części, jak na przykład, powraca pies Damiena.
Soundtrack zrobił się nieco bardziej epicki, a miejscami nawet jest równie efektowny, co w części pierwszej.
Trzeci "Omen" może się także pochwalić stroną wizualną. Zdjęcia są sugestywne i idealnie wykorzystują możliwości widescreenu.
Tempo akcji jest z kolei bardzo powolne. To bardzo spokojny film, miejscami wręcz brakuje solidnej dawki napięcia.
Nie powiem, że to jest satysfakcjonujące zamknięcie, ale z pewnością jest to film lepszy od "Damien, Omen II". Posiada kilka ciekawych pomysłów, a postać Damiena rozwija idealnie.
Technicznie jest też bardzo dobrze zrealizowany... ale to nadal nie jest TO.
Klimat uległ nieco zmianie, wciąż brakuje siły przebicia, a dziury fabularne też robią swoje.
Mimo to, poczucie zmarnowanego potencjału jest o wiele mniejsze.
Dla samego Sama Neilla warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz