W tym miesiącu postaram się zrobić zwrot ku ambitniejszemu filmu. A czy można zacząć to lepiej niż od jednego z najwybitniejszych filmów amerykańskich? Oczywiście mówię o "Casablance".
II Wojna Światowa. Uciekinierzy z Europy próbują dostać się do Lizbony, by stamtąd statkiem dopłynąć do wybrzerzy Ameryki. Zmuszeni są jednak wybrać okrężną drogę, trafiając tym samym do Casablanki.
Dwóch niemieckich kurierów zostaje zamordowanych. Byli oni w posiadaniu dwóch listów tranzytowych. Przybyły do Casablanki oficer Gestapo Strasser, wraz z prefektem policji Renaultem przygotowują zasadzkę. A gdzie? W barze u Ricka, ponieważ "wszyscy chodzą do Ricka".
Rick, grany przez Humpreya Bogarda, jest gościem na pozór zimnym i cynicznym, ale czasem potrafiącym okazać serce. Jeden z klientów daje mu na przechowanie wspomniane wcześniej listy tranzytowe.
Ów klient, grany przez Petere Lorre'a zostaje zaraz potem schwytany. Niedługo potem w barze pojawia się niejaki Victor Laszlo, działający przeciwko nazistom i zainteresowany kupnem listów, w towarzystwie dawnej miłości Ricka...
"Casablanca" potrafi wywołać u widza cały bukiet różnorakich emocji.
Napięcie towarzyszy nam niemal przez cały czas. Francuska policja kierowana przez gestapowców zdaje się widzieć wszystko i słyszeć wszystko, w rezutlacie atmosfera staje się lekko "paranoiczna".
Motyw walki w imię ojczyzny jest tutaj ramą, w którą ujęty jest przewrotny romans w stylu kina noir.
Bohaterowie są złożeni i wyraziści, toteż jednych pokochamy na zabój, a niektórych z całego serca znienawidzimy. "Casablanca" to jeden z tych filmów, gdzie aktorski talent idealnie zazębia się ze scenariuszem, a każdy tutaj daje z siebie wszystko, a nawet jeszcze więcej.
Prefekt Renault nie byłby tą samą postacią, gdyby nie grał go Claude Rains.
Był to też mój pierwszy film z Humpreyem Bogardem i, nie ukrywam, oglądając go miałem cały czas rogala na twarzy.
Miło też było po raz pierwszy usłyszeć głos Conrada Veidta.
Na chwilę pojawia się nawet Peter Lorre.
Czy "Casablanca" to ponadczasowy film? Cóż... nie. Aktorstwo, chociaż bardzo dobre, jest bardzo ekspresywne, typowo dla lat 40stych. Mogę powiedzieć, że film pod względem technicznym nieco się postarzał, ale z godnością. Wciąż robi ogromne wrażenie kreacjami bohaterów, ikonicznymi scenami i jeszcze bardziej ikonicznymi kwestiami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz