Po sukcesie "Frankensteina" w 1931 roku James Whale to był już nie byle kto i Universal zaczęło dawać mu więcej kasy i (chyba) więcej swobody. Niespełna rok po wspomnianym filmie nakręcił kolejny horror, znów z Borisem Karloffem, tym razem biorąc na warsztat stary, mroczny dom.
"The Old Dark House" zaczyna się w sposób kliszowy. Potworna burza zmusza grupę osób do zatrzymania się w pewnej niezbyt przytulnej rezydencji. Okazuje się ,że jest ona zamieszkana przez zdziwaczałego Horacego Femma i jego siostrę Rebbecę. Towarzyszy im także Morgan - niemy służący o mało przyjaznej aparycji.
Bohaterowie muszą przenocować w tym jakże cudownym towarzystwie. Między jedną niezręczna sceną, a drugą Morgan upija się, wpada w szał i zaczyna robić się niebezpiecznie, bowiem rezydencja Femmów, okazuje się, ma historię równie barwną, co Cormanowski Dom Usherów i skrywa pewną mroczną tajemnicę...
James Whale daje nam na pierwszy rzut oka historię archetypiczną. Grupa przyjaciół trafia tam, gdzie nie powinna i musi jakoś przetrwać pełną niebezpieczeństw noc. Znamy to. Reżyser jednak obiera całkiem ciekawy kierunek. "The Old Dark House" jest przyjemnym miksem dramatu, grozy, a także komedii, która miejscami naprawdę działa.
Postacie są proste, ale dobrze zagrane i sympatyczne. Film poświęca im całkiem dużo czasu i sprawie zarysowuje relacje między nimi. Oczywiście zdarzy się kilka głupawych tekstów, przedramatyzowane wyznanie miłosne... jak to u Whale'a.
Film potrafi też trzymać w napięciu, bo szybko zdajemy sobie sprawę, że nie mamy do czynienia z typową historią o nawiedzonym domu, a finał całej tajemnicy jest w moim odczuciu satysfakcjonujący.
Na największe uznanie zasługuje tu jednak oprawa wizualna składająca się ze śladowego oświetlenia. Mrok i półmrok są wszechobecne. Akcja dzieje się w środku nocy, a jedynym źródłem światła są świece. Niektóre ujęcia na twarze oświetlane w ciemności wychodzą naprawdę niepokojąco.
Przyznam otwarcie, że "The Old Dark House" miejscami sprawił, że przeszły mnie ciarki. Pod względem fabuły to nic szczególnego, ale też nie można nazwać go sztampą. Bohaterowie są sympatyczni, a klimat wylewa się z ekranu. To godny polecenia film dla fanów starych kadrów i historii o nawiedzonych domach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz