Nie poznałem jakoś szeroko twórczości Kena Russela. Wydaje mi się jednak, że pan ten lubuje się w przerysowanym kiczu. Jeśli moja teza mimo wszystko jest trafna, to "Altered Stanes" jest chyba jego najbardziej stonowanym dziełem.
Nie ma tu charakterystycznego dla Russela przerysowania, zarówno w warstwie wizualnej, jak i aktorskiej. W wielu miejscach reżyser stylizuje swoje dzieło... na horror.
Z jednej strony utrzymani jesteśmy w tym zimnym, depresyjnym tonie dramatu, z drugiej strony widzimy surrealistyczne wizje głównego bohatera , a z trzeciej zaś cała masa statycznych ujęć opiewa mrokiem i tajemniczością typową dla kina grozy. Tak samo muzyka Johna Corigliano ma w sobie zarówno motywy delikatne, jak i typowo "horrorowe".
Zastanawia mnie, czy David Cronenberg kiedykolwiek ten film widział i czy przypadkiem się nim nie zainspirował. Motyw naukowca, pochłoniętego obsesją, który w wyniku eksperymentu przechodzi fizyczną przemianę... tak, wiecie już wszyscy, że chodzi mi o "Muchę".
Russel używa licznych długich, statycznych ujęć i każde z nich jest przemyślane w każdym calu. Każda smuga światła, cień, kształt, wszystko jest na swoim miejscu i idealnie buduje atmosferę.
Halucynacje bohatera pełne są odniesień do religii i bardzo dynamicznego montażu (epileptycy powinni raczej trzymać się z daleka). Efekty specjalne i charakteryzacja są piękne... po prostu piękne i nijak inaczej tego nie skomentuję.
Zarzucić "Altered States" mogę jedynie lekkie przegadanie. To poetyckie, intrygujące dzieło, mieszające w sobie różne klimaty i powinno przypaść do gustu każdemu fanowi body-horroru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz