W 1973 roku producent Martin Bregman znalazł artykuł w gazecie o weteranie wojennym, próbującym obrabować jeden z banków. Podsunął pomysł Sydneyowi Lumetowi i ten dwa lata później dał światu "Pieskie Popołudnie".
Kino ma swoje stereotypy i może to dotyczyć całych gatunków. "Pieskie popołudnie" dumnie się z nich wyłamuje. To napad na bank inny niż wszystkie serwowane przez Hollywood. Bohaterowie nie mają wielkiego planu ucieczki, nie są zawodowcami, tylko zdesperowanymi ludźmi, którzy w końcu ulegają presji sytuacji bardziej niż ich zakładnicy.
Thriller jest tu tylko wierzchnią warstwą filmowej konstrukcji. Pod nią kryje się dramat psychologiczny i społeczny.
Psychologiczny objawia się w wizerunku głównego bohatera. Sonny napada na bank z miłości do kochanka transwestyty Leona. Chce ufundować mu operację zmiany płci. Czym szlachetny, czyni z niego bohatera romantycznego... ale nic nie jest tym, czym może się wydawać.
Sonny ma także żonę i dwójkę dzieci. Jej relacje, oraz Leona pokażą nam, że biseksualny mężczyzna jest niesamowicie pogubiony, niezrównoważony oraz zmęczony swoim życiem.
Dramat społeczny widoczny jest w postawie policjantów i gapiów. Ci pierwsi nie ukrywają, że najchętniej wystrzelaliby rabusiów jak kaczki, nawet kosztem życia zakładników. Sonny z łatwością to wykorzystuje i kompromituje stróżów prawa. Jak widać opinia publiczna to potężna broń.
Choć tłum sprzyja nieudolnym rabusiom, tak poszczególne osoby robią, co mogą, by zyskać rozgłos, zostać pokazanym w telewizji i "być sławnym". To dotyczy zarówno anonimowych gapiów, jak i uwięzionych w banku zakładników.
Lumet nie korzystał ze sztucznego oświetlenia, ani z jakiejkolwiek oprawy muzycznej, stawiając na jak największy realizm.
Efekt końcowy jest zdumiewający. (bleh!) Rola Ala Pacino perfekcyjna (bleh!).
Wybaczcie, ale cóż jeszcze można rzec. Film zrealizowany bezbłędnie, z ogromnym ładunkiem emocjonalnym. No i nagrodzony Oscarem za scenariusz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz