"Przedwczesny pogrzeb"...
Muszę przyznać, że książkowego oryginału
nigdy nie czytałem. O istnieniu filmu dowiedziałem się bardzo późno i przez
przypadek. Roger Corman przedstawił ten film w "Trailers From Hell". Historia
prezentuje się następująco: Między Cormanem a wytwórnią American International
doszło do pewnej sprzeczki, co doprowadziło do tego, że kolejna Adaptacja E. A.
Poe kręcona była niezależnie. Przez zerwanie kontaktu z wytwórnią reżyser nie mógł obsadzić w głównej roli Vincenta Price'a.
Wszystkie niedogodności mocno odbiły się
na tej, trzeciej już adaptacji poety z Baltimore.
Zacznijmy od zarysu fabuły. Głównym
bohaterem jest Guy Carrel. Przekonany, że jego ojciec został pochowany żywcem,
boi się, że sam dostanie ataku katalepsji i umrze w podobny sposób. Jego żona i
przyjaciele starają się pomóc mu ten lęk zwalczyć, ale Guy popada w coraz
większą paranoję.
Richard Matherson, odpowiedzialny za
scenariusze do większości adaptacji, w związku z wyżej opisaną historią,
również musiał zostać zastąpiony. Tempo filmu zdecydowanie zwolniło, w
porównaniu z pozostałymi adaptacjami, a nowi scenarzyści, i sam Corman chyba,
całkiem pogubili się w swoim B-klasowym kiczu. Ale po kolei.
Wszystkie, całkowicie powstałe w studiu
plany wyglądają cudnie. Ach, ta sztuczna mgła! Czyli standard.
Niestety najbardziej cierpi historia, a
ta pociągła za sobą cały klimat poprzedników. Obsesja Guya na początku jest
intrygująca, ale gdzieś od połowy filmu zaczyna z lekka popadać w absurd.
Buduje on dla siebie specjalną kryptę, z wyposażeniem schronu i tysiącem
przejść, przez które mógłby się wydostać. Mało, że buduje to mauzoleum sam, to
jeszcze zastanawia mnie jak, u licha, działają te wszystkie mechanizmy. Tego
typu naiwne i głupawe pomysły jeszcze bardziej pozbawiają film klimatu.
Jeśli chodzi o aktorów to wypadło
przeciętnie. Nikt jakoś specjalnie tutaj w pamięć nie zapada. Jest
to pierwszy film z serii, w którym wystąpiła Hazel Court. Owszem, jest piękna, ale
w tym filmie nie daje z siebie wszystkiego.
Ale, chwila - kto zastąpił Vincenta
Price'a? A no, rola ta dostała się Rayowi Millandowi. Sam Corman stwierdził, że
nadawał się on do tej roli bardziej niż Price, w co trudno jest mi uwierzyć.
Choć zastąpił Vinniego godnie, to jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że ta
rola jest pisana pod kogoś innego, że na tym miejscu miał być ktoś inny.
Niemniej jednak tworzy on znakomicie obraz nękanego przez strach człowieka,
powoli popadającego w szaleństwo.
Jest to najsłabszy film serii. Corman zwyczajnie
zgubił dobre elementy swoich filmów podczas tej niezależnej produkcji. Niemniej
jednak, widać tu pewne przebłyski geniuszu. Niektóre motywy, czy sceny wciąż dają
radę.
Historia ta ma koniec taki, że pod koniec prac nad „Przedwczesnym Pogrzebem”, reżyser i wytwórnia pogodzili się i wspólnie wydali film, by później powrócić do formy przy następnych adaptacjach.
Historia ta ma koniec taki, że pod koniec prac nad „Przedwczesnym Pogrzebem”, reżyser i wytwórnia pogodzili się i wspólnie wydali film, by później powrócić do formy przy następnych adaptacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz