Swego czasu, "Skanerzy" Davida Cronenberga zrobili na mnie tak ogromne wrażenie, że niemal natychmiast postanowiłem rzucić okiem na kontynuacje. Były one co prawda spod ręki innego twórcy, ale pozostawałem pełen nadziei.
Były to filmy "direct-to-video", czyli bez premiery w kinach. Trafiały one bezpośrednio na kasety i do sprzedaży. W latach 80-tych i 90-tych w taki sposób wydawane były różne tanie śmieci, nieszczęsne kontynuacje różnorakich filmów, chcące pożerować na sukcesie poprzednika.
Ze "Skanerami" było jednak o tyle ciekawiej, że kontynuacja powstała dopiero po 10-ciu latach, mało tego Christian Duguay zaserwował wówczas nie jeden, ale aż dwa filmy naraz. I teraz rzucimy okiem na pierwszy z nich, czyli "The New Order"
Z racji tego, że zmienił się reżyser, to i podejście uległo zmianie, a co za tym idzie - odpada mroczny i ciężki klimat poprzednika. Film Duguaya pod tym względem przypomina typowy akcyjniak jakich na VHSa wychodziło mnóstwo. Muzyka Marty'ego Simona niczym do poprzednika nie nawiązuje, również przypomina bardziej coś co znalazłoby się w filmie sensacyjnym, ale przypadła mi do gustu, więc nie mam na co narzekać.
Niestety, niski budżet odbił się na efektach specjalnych, które są strasznie sztuczne i "gumowe". Twórcy podjęli się odwzorowania pewnych scen z poprzednika, ale efekt prezentuje się strasznie tanio.
Aktorsko film trzyma się porównywalnie do części pierwszej. Jest stabilnie. Jedyne na co mogę pokręcić nosem to to, że podczas skanowania aktorzy robią chwilami ekstremalnie głupie miny.
David Hewlett jako nasz protagonista gra o wiele lepiej niż Stephen Lack. Jego postać w ogóle zdaje się być o wiele bardziej "żywa".
Sama fabuła do niczego odkrywczego nie należy. Komendant policji, John Forester odnajduje Skanerów, by ci pomogli mu przejąć kontrolę nad całym miastem. Gdy nasz bohater zostaje w to wciągnięty i zdaje sobie sprawę o co w tym tak naprawdę chodzi, podejmuje oczywiście walkę. Wypada to, tak trochę nierówno nierówno.
Czas na czarne charaktery. Jest trochę tak jakby wzięto Revoka z pierwszej części i rozbili go idealnie na pół. Mamy bezwzględnego Forestera, który chce wprowadzić swój "Nowy Ład" w społeczeństwie, oraz jego podopiecznego - Petera Draka, który jest po prostu psychopatycznym Skanerem.
Sama intryga niczym oryginalnym nie jest, ale takie werbowanie sobie armii Skanerów jest... cóż, fajne.
Sami telepaci wykorzystują swoje zdolności na kilka różnych, ciekawych sposobów. Mamy tu jakiś powiew świeżości. Najbardziej podobała mi się jednak finałowa konfrontacja Skanerów... again.
Problem pojawia się wtedy, gdy porównamy go do poprzednika. Wówczas zdamy sobie sprawę, że brak tu jakiejkolwiek większej intrygi i tajemniczości, z dawką nielogiczności. Jasne, film Cronenberga też miał naciągane sceny, ale Duguay chwilami idzie z tym jeszcze dalej. Dalibyście wiarę, że facet, który dostał strzałkę ze środkiem uspokajającym da radę uciec przed ostrzałem, zadzwonić do dziewczyny, jechać samochodem przez całą noc i dopiero po tym paść?
Tak, czy siak, oglądało się przyjemnie i nie jest to aż taki zły sequel. Po pierwszej części poprzeczka była zwyczajnie wysoko i "The New Order" zwyczajnie temu nie podołał. Wielu osobom może się też nie podobać zmiana atmosfery. Niemniej jednak, jeżeli pierwsza część nie przypadła wam do gustu to... dajcie szansę drugiej.
Jeżeli tak jak ja nie mieliście dość po filmie Cronenberga, również rzućcie okiem. Polubicie ten film, albo nie. Ja sam przekonywałem się do niego przez długi czas. Jedyne co trzeba wiedzieć to, że filmy Cronenberga i Duguaya to dwa różne typy kina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz