Trochę to przykre, że zbliżając się do końca retrospektywy nie mogę wystawić żadnej czysto pozytywnej opinii. "Zemsta Niewidzialnego Człowieka" to potwornie wymuszony film. Poza nazwiskiem głównego bohatera, nie ma jakiegokolwiek związku z filmami Whale'a i Maya.
Fabuła razi swoją wtórnością i brakiem kreatywnych pomysłów. Zbiegły z więzienia Robert Griffin, koleś psychicznie niezrównoważony, ubzdurał sobie, że podczas pewnej podróży kilka lat temu został oszukany przez swoich towarzyszy i porzucony.
Trafia na Johna Carradine'a, który wynalazł serum na niewidzialność. Tak, wszystko prowadzi do zemsty.
Fabularnie wypada ostro przeciętnie, a fakt, że nie wiąże się to w żaden sposób z pozostałymi filmami jeszcze bardziej dobija, zwłaszcza, że jest to oficjalna trzecia część cyklu.
Główną rolę obsadza John Hall i nie jest to pierwszy raz, gdy staje się on niewidzialny. Mieliśmy okazję oglądać go w "Invisible Agent"... tylko, że tamten był o wiele lepszym filmem, a samemu aktorowi dano do zagrania lepiej skonstruowaną postać.
"Zemsta..." jest strasznie poważna, a chwilami nad wyraz mroczna, co jakby nie patrzeć, jest plusem.
Efekty specjalne natomiast są złe. Efekt niewidzialności wygląda po prostu brzydko, sznurki w finałowych scenach są bardzo widoczne.
Całość ogląda się bez emocji, miejscami nuda jest mocno odczuwalna i do samego końca miałem świadomość, że tego wszystkiego mogłoby równie dobrze nie być. Do tego stopnia film nic nie wnosi i do tego stopnia gówno to kogokolwiek obchodzi, że tego filmu mogłoby nie być.
Nie jest to jakieś strasznie złe, bo jako rozrywkowe B jeszcze się jakoś broni. Obejrzeć można... tylko po co, skoro seria oferuje znacznie lepsze filmy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz