Nadszedł dla "Hellraisera" czas wielkich zmian. Mimo zamknięcia głównego cyklu, mimo odejścia Clive'a Barkera, seria trwała nadal i przemieniła się w antologię niezależnych historii, z demoniczną kostką w tle. Pierwszym takim filmem jest "Hellraiser: Inferno", będący reżyserskim debiutem Scotta Derricksona.
Poznajemy Josepha Thorne'a, detektywa, który, jak się szybko dowiadujemy, nie należy do osób świętych. Na rzecz pracy zaniedbuje rodzinę, a zdradzanie żony i branie narkotyków jest dla niego normalką.
Trafia mu się sprawa rozerwanego na strzępy mężczyzny. Przy szczątkach znajduje palec dziecka w świecy, oraz kostkę L'Merchanta. Oczywiście, otwiera ją, zmieniając swoje śledztwo w ciąg niezrozumiałych wydarzeń, doprowadzających go stopniowo do utraty rozumu.
Dam sobie rękę uciąć, że twórcy inspirowali się "Harrym Angelem". Film Derricksona odcina się od swoich poprzedników, ale nie na tyle by powiedzieć "to już nie jest "Hellraiser".
Krwawych scen jest niewiele i są one bardzo minimalistyczne, a sama historia idzie w kierunku pokręconego, mrocznego kryminału. Twórcy zapożyczyli to i owo ze stylistyki noir - nasz bohater, detektyw jest osobnikiem mało sympatycznym, staje w obliczu śledztwa, które wywraca jego życie do góry nogami i prowadzi on pierwszoosobową narrację podczas trwania filmu.
Za tym kryje się jednak coś jeszcze - "Hellraiser: Inferno" jest iście lovecraftowskim filmem. Idealnie uchwyca fatalistyczny, oniryczny, paranoiczny klimat, stopniowe popadanie w obłęd w obliczu nieznanych sił, przy okazji zmyślnie wykorzystując motyw z "Hellbound". Różnica jest tylko taka, że zamiast Cthulhu mamy Pinheada. Ten pojawia się w filmie tylko na kilka minut pod koniec, by wywrócić wszystko do góry nogami.
"Inferno" jest zaraz za "Hellbound" moją ulubioną odsłoną serii, głównie dlatego, że jest dla serii powiewem świeżości. Jednym się takie podejście może podobać, innym nie. Film Derricksona najbardziej przypadnie do gustu osobom, którym konwencja poprzednich części nie odpowiadała. Wciąż jest dziwnie i demonicznie, ale w inny sposób. Jeśli wolicie bardziej kameralne i pokręcone filmy lub, po prostu szukacie dobrego kryminału, to "Inferno" jest dla was. Można do niego podejść nie znając nawet poprzednich odsłon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz