wtorek, 10 listopada 2015

La Ragazza che sapeva troppo (1963) reż. Mario Bava

Kontynuując przygodę z filmami Mario Bavy, dziś rzuciłem okiem na jedno z jego sztandarowych dzieł, prekursor giallo, hołd w kierunku Alfreda Hitchcocka czyli "Dziewczyna, która widziała za dużo". Stwierdzam po seansie, iż ze wszystkich czarno-białych filmów Bavy, ten jest jego najlepszym, a nawet przebija późniejsze kolorowe "Sześć kobiet dla mordercy".

Nora Davis przylatuje do Włoch by zamieszkać u ciotki. W samolocie nieznany mężczyzna daje jej paczkę papierosów, a później zostaje złapany na lotnisku pod zarzutem posiadania marihuany.
Tak, czy owak Nora - dociera do ciotki, która niedługo potem dusi się i umiera. Zdenerwowana dziewczyna wychodzi nocą na spacer i zostaje napadnięta. Podczas szarpaniny uderza się  mocno w głowę. Bliska omdlenia daje radę dostrzec scenę morderstwa. Mężczyzna zaszlachtował nożem jakąś kobietę.
Rankiem, Nora zostaje znaleziona przez policjanta na środku ulicy. Nikt nie wierzy w jej historię, gdyż nie ma żadnych śladów popełnienia zbrodni. Dziewczyna jednak, będąc zapaloną fanką kryminałów postanawia cała tę zagadkę rozwikłać.

Film Bavy ma nawiązywać w dużym stopniu do twórczości Hitchcocka. Ja się do tego nie ustosunkuje, gdyż z twórczością tego pana niestety styczności żadnej nie miałem. Tak wiem, wstydziłbym się.

Pomimo braku tej wiedzy, "Dziewczyna..." jawi mi się jako niezwykle oniryczny obraz. Początek składa się z ciągu tragicznych zbiegów okoliczności. Reżyser idealnie dawkuje przerysowanie wprowadzając nas w atmosferę sennego koszmaru.
Później, gdy sytuacja nieco się uspokaja atmosfera nie robi się ani trochę lżejsza.

Bava znów sam siada za kamerą i w nieziemski sposób uchwyca każdy cień na czarno-białych zdjęciach. Kolejne zwroty akcji jeszcze bardziej podbudowują poczucie osaczenia, by w zaprowadzić nas do satysfakcjonującego klimatu. Miejscami autentycznie miałem ciarki. Na tym się nie kończy, gdyż dzieło Bavy jest także żonglerką różnorakich motywów, zarówno tych szalenie groteskowych, jak i całkiem zabawnych.

O aktorach trudno jest mi cokolwiek powiedzieć, ale włoski dubbing wypadł bardzo dobrze, przez co główni bohaterowie i ich relacja była dla mnie całkiem wiarygodna.
Może nie znalazłem w tym filmie elementów giallo, ale za to znalazłem coś równie dobrego - wciągający, trzymający w napięciu, stylowy kryminał z wgniatającą w stołek oniryczną atmosferą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz