Tak więc, nie tracąc czasu, grupy rzezimieszków rozpełzają się po okolicy, aby go znaleźć, zabić i okaleczyć.
Główny bohater, Bennie, jest zmęczonym życiem, ledwo wiążącym koniec z końcem, facetem, który w odszukaniu Garcii widzi szanse na nowy początek.
"Dajcie mi głowę Alfredo Garcii" to nie jest typowe kino sensacyjne, a dramat psychologiczny. Bennie, wraz ze swoją narzeczoną Elitą, wywodzą się z biedoty, bydlaków i upadłych kobiet, żyją w slumsach bez nadziei na lepsze jutro. Swoje "odkupienie" wywalczyć sobie będą musieli głową nieboszczyka i rewolwerem, a podczas swej wędrówki poświęcić będą musieli stokroć więcej, niż im się na początku wydawało.
Krwią wykupuje się pieniądze, a nimi zaś lepsze życie.
Choć początek zapowiada typowe kino sensacyjne, to szybko dotrze do nas, że oglądamy film smutny, ociekający pesymizmem, w którym bohater podróżuje od nikąd donikąd, a żeby podnieść się z upadku, musi upaść jeszcze niżej.
Dramat bohatera, w otoczce surrealistycznej, brudnej atmosfery, stopniowo staje się studium szaleństwa, zrodzonego z poczucia beznadziejności.
Po "Dajcie mi głowę Alfredo Garcii" spodziewałem się czegoś innego. Zamiast filmu sensacyjnego dostałem bardzo wartościowy, pełen pesymizmu film. Tempo akcji jest wolne, ale tu na pierwszym planie są bohaterowie i dramat. Eksplozja brutalności pozostaje na koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz