Aaron Boone śni o mieście potworów zwanym Midian. Trafia pod opiekę Philipa Deckera, psychiatry z zawodu, w wolnym czasie psychopaty mordującego całe rodziny z biała maską na twarzy. Postanawia wmówić Boone'owi winę za swoje zbrodnie, a potem wrobić go przed policją. Innymi słowy, ma chłopak pecha, ale takie są konsekwencje leczenia się u gościa z aparycją Davida Cronenberga.
Boone odnajduje Midian, umiejscowione pod starym cmentarzem. Tam zostaje ugryziony przez jednego z potworów, następnie rozstrzelany przez oddział policji, a następnie powraca do życia. Ale to dopiero początek ciągu nieszczęść, gdyż Boone ma dziewczynę, a szalony Decker spragniony jest rozpierduchy na całego...
Podczas kręcenia "Nightbreed" Barker musiał dostać solidny zastrzyk gotówki, dzięki czemu możemy podziwiać dziesiątki ciekawych i jeszcze lepiej wykonanych stworzonek zamieszkujących podziemia Midian, a także masę efektownych scen akcji.
Filmowi jednak brakuje sugestywnej strony wizualnej, ale może wynikać to z faktu, iż "Nightbreed" wcale nie jest horrorem a akcyjniakiem połączonym z bardzo mrocznym fantasy i thrillerem.
To taka Barkerowska "Alicja w Krainie Czarów" z dużą ilością wybuchów i mało subtelnym wątkiem "konflikt między złymi ludźmi, a innością". Oznacza to tyle, że po jednej stronie mamy nasze groteskowo wyglądające, ale barwne i sympatyczne stworki, a z drugiej jednowymiarowych, bucowatych policjantów, którzy chcą ich wszystkich wysadzić w powietrze.
Można dojść do wniosku, że to podejście bardzo a'la Tim Burton. Swoją drogą muzykę do "NIghtbreed" komponował Danny Elfman, więc skojarzenie jak najbardziej trafne.
Fabuła ma kilka niejasności, o których warto wspomnieć. Pierwszą jest cały ten wątek z przepowiednią. Dlaczego ugryzienie przez potwora przywraca do życia? Czemu akurat Boone'a? A jeśli przepowiednia mówiła, że Boone sprowadzi nieszczęście to... dlaczego?
Inną sprawą jest działanie Deckera. Co on chciał osiągnąć? Wiedział o Midian, wierzył w jego istnienie od początku? Czy może ten facet jest wielbicielem anarchii porównywalnym do Jokera?
Pytania bez odpowiedzi pozostają, ale nie wywołują jakiegoś chaosu. Przy "Nightbreed" można się cholernie dobrze bawić.
Gdybym miał wskazać jedną jedyną rzecz, która przeważyła o tym, że ten film lubię to byłaby nią właśnie postać grana przez Davida Cronenberga. Philip Decker to demoniczny manipulator, zimnokrwisty morderca noszący zajebistą maskę i, co ważniejsze - jest psychiatrą!
Cronenberg pokazał, że nie tylko jest dobrym reżyserem, ale też świetnie odnalazł się w roli czarnego charakteru. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tym miejscu.
Aż chciałoby się obejrzeć film w całości poświęcony właśnie jemu.
Po zakończeniu widać, że Barker snuł plany na sequel, który nigdy nie powstał. A powinien. Chociażby dla samego Cronenberga powinien!
"Nightbreed" to żaden przełomowy film. Zostaje w tyle za "Hellraiserem", ale ma potencjał, kilka ciekawych pomysłów i zapewnia rozrywkę na przyzwoitym poziomie.
He's sooo fucking badass!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz