Zaniepokoił mnie taki obrót spraw, w końcu Cronenberg jest moim filmowym guru. Fakt, jego ostatnie filmy nie przyjęły się za dobrze, ale wydawało mi się, że z "Mapami gwiazd" było inaczej.
"Mapy gwiazd" rozpoczynają się od przyjazdu Agathy Weiss do Hollywood. Przed laty odkryła, że jest dzieckiem z kazirodczego związku, przy okazji zaczęła cierpieć na schizofrenię. Pewnego dnia podpaliła rodzinny dom, ulegając przy tym strasznemu poparzeniu.
Po latach leczenia zarówno ciała jak i umysłu postanowiła odszukać swoją rodzinę i "zadośćuczynić" swoje złe uczynki. Znajduje pracę jako asystentka Havany Segrand - podstarzałej aktorki, którą "nawiedza" duch jej matki.
Film to perypetie rodziny Weissów, Agathy no i Havany.
Jestem w stanie zrozumieć czemu o tym filmie krążą tak skrajne i sprzeczne opinie. Jestem w stanie zrozumieć czemu też przyjął się tak kiepsko. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia ze złym filmem. "Mapy gwiazd" to bardzo specyficzne kino. Wręcz - nie bójmy się użyć tego słowa - dziwaczne.
Wszyscy doszukali się w nim okrutnej satyry na Hollywood, i owszem jest ona gdzieś na drugim i trzecim planie, wiąże się z psychologią postaci, ale nie jest najważniejsza. Na pierwszym planie są ludzie walczący z wewnętrznymi demonami, godzący się z własna przeszłością, osoby niestabilne psychicznie - i właśnie o tym jest ten film. O zaakceptowaniu swojej przeszłości.
Agatha stara się znaleźć wybaczenie u rodziny, którą dotkliwie skrzywdziła. Weissowie są dysfunkcyjna rodziną, która stara się udawać, że wszystko jest dobrze. Z kolei Havana żyje w cieniu swojej nieżyjącej matki.
Scenariusz Bruce'a Wagnera jest czymś bardzo ciekawym. Kreśli bowiem bohaterów bardzo grubą kreską. Na początku historii zdają się być wręcz jednowymiarowymi karykaturami, jednak wraz z postępem fabuły stają się coraz bardziej ludzcy i nabierają głębi. Grają tu nie tylko świetne, ostre dialogi, ale i aktorzy. Wszyscy. Nawet Robert Pattinson pokazał, że potrafi. Dzięki Cronenbergowi zmył z siebie hańbę jaka był "Zmierzch" i być może wyjdzie jeszcze na ludzi.
Swoją, i tak już pokręconą historię Cronenberg ubiera w szarość, mrok i masę niezręcznych scen. "Mapy gwiazd" są powolne, zimne i melancholijne, a miejscami swoim wydźwiękiem przypominało mi "Crash" (swoją drogą oba filmy mają bardzo podobne napisy początkowe).
Plus, w ramach "podpisu" reżysera - główna bohatera jest poparzona, więc motyw cielesności się w filmie znalazł.
Po obejrzeniu "Map gwiazd" czułem się rozłożony na łopatki. Kanadyjski mistrz makabry nie wyszedł z formy, po prostu nie nadaje się dla szerokiej widowni. To trudny w odbiorze film, który powinien usatysfakcjonować wielbicieli Cronenberga, przypaść do gustu fanom tego typu kina. Co do reszty to... to będzie jedna z dziwniejszych rzeczy, jakie obejrzycie w swoim życiu. Będziecie zaszokowani, przygnębieni, zniesmaczeni... albo to pokochacie, albo nie.
Niemniej jednak jest tu co analizować i z pewnością nie jest to tylko satyra Hollywood.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz