"Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa był jedną z dwóch lektur szkolnych, które przeczytałem z przyjemnością i byłem zwyczajnie ciekawy czy owa powieść doczekała się jakiś ciekawych filmowych adaptacji.
Z przenoszeniem prozy na ekran bywało różnie. Nigdy nie miałem nic przeciwko temu, że twórcy pozwalają sobie na mniejsze, lub większe zmiany względem materiału źródłowego, o ile miały sens. Przeniesienie treści całej książki do dwugodzinnego filmu jest przecież niemożliwością. Pewne rzeczy trzeba uprościć, przytemperować ,niektóre całkowicie wyrzucić. To sztuka pójścia na kompromis. W końcu, to, co sprawdza się na kartach powieści nie zawsze zadziała w filmie.
Film Aleksandara Petrovića jest luźną adaptacją.
Nikołaj Maksudow zwany "Mistrzem" przygotowuje sztukę o Puncjuszu Piłacie. Nie podoba się ona jego kolegom po fachu, którzy nakłaniają go do wycofania spektaklu. Nikołaj oczywiście nie poddaje się i walczy o swoje. W międzyczasie zakochuje się w tajemniczej Małgorzacie.
W walce z zawziętymi cenzorami Mistrzowi pomoże sam Diabeł...
Film trzeba pochwalić za oddanie ducha i klimatu powieści. Moskwa jest szara, brudna, a komunistyczna ideologia wyprała mózgi wszystkim.
Nikołai to skrzyżowanie książkowego Mistrza z Ivanem "Bezdomnym".
Mimsy Farmer jest doskonałą Małgorzatą. Ma w sobie siłę i demoniczność książkowej bohaterki i szkoda, że film z jej postacią nie robi praktycznie niczego.
No właśnie, film Petrovića to parada zmarnowanego potencjału.
Początek filmu to jeden wielki chaos i jeśli ktoś nie czytał powieści, to wątpię, by się w tym wszystkim połapał. Pojawiają się znajome motywy, ale w nieco innej formie. Pojawiają się postacie, ale również są zmienione, lub zmieniona jest ich rola. Małgorzata na przykład nie pełni żadnej roli w historii.
Scenariusz filmu wydaje się być poszatkowany i pocięty. Dialogi bywają raz naturalne, a raz kuriozalnie przedramatyzowane. Są także momenty, gdy historia po prostu przeskakuje sobie od sceny do sceny bez czegokolwiek, co dawałoby widzowi do zrozumienia, że obserwuje jedną, ciągła historię.
Zakończenie także jest nad wyraz rozczarowujące i pozbawione sensu. Jakimś cudem zamyka ono w sobie wszystkie negatywne aspekty filmu.
Te wszystkie wady gryzą mnie jeszcze bardziej, bo wszystkie elementy wzięte z powieści zostają zaadaptowane w sposób perfekcyjny. Film wykorzystuje różne tandetne efekty specjalne, ale pasują ode do klimatu prozy Bułhakowa jak ulał. Woland i jego świta są demoniczni i zabawni jak w powieści. Nie jest to może najwierniejsza interpretacja tych postaci, ale utrzymana w tym samym tonie.
Są jeszcze takie rzeczy jak śmierć Berlioza, czy pokaz czarnej magii. Wszystko ociekające klimatem powieści.
"Mistrz i Małgorzata" zostawił mnie z poczuciem zmarnowanego potencjału. mogła to być doskonała adaptacja, a wyszedł pocięty, ściśnięty w 90 minut bałagan.
Czy warto? Może... ale niedosyt pozostanie spory.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz