Dacie wiarę, że ktoś nakręcił kontynuację "Dziecka Rosemary"? DACIE KURWA WIARĘ!?
O istnieniu tego paździerza zapewne w ogóle nie wiedzieliście. Ja tę wiedzę posiadałem z filmwebu no i nurtowało mnie to niepomiernie.
"Look what happened to Rosemary's baby" to produkcja telewizyjna przygotowana specjalnie na Halloween przez stację ABC-TV. A ponieważ w tym samym roku kina podbił "Omen"... domyślacie się już w jakim kierunku będzie dryfować ten film, prawda?
A zatem...
Adrian, syn Rosemary dorasta... i wygląda najzupełniej normalnie. Tyle jeśli chodzi o "ma oczy po ojcu". Ale Rosemary w tajemnicy przed kultem mówi dzieciaczkowi o dobrze, żeby był dobry i inne tego typu pitu pitu. Koniec końców postanawia z nim uciec, ale zostają szybko odszukani i Rosemary sobie... ginie. Chyba.
W ciągu tych pierwszych 30stu minut film błyskawicznie odsłania nam, że jest nienatchnioną, nudną kupą gówna. Adrian opętany przez nieczyste siły nie robi niczego nadprzyrodzonego. Skręca karki dwóm zaczepiającym go chłopakom, a później, później stara się doprowadzić do wypadku samochodowego.
In fact, nic nadprzyrodzonego w tym filmie się nie dzieje... właściwie to w ogóle niewiele się w nim dzieje.
Gy przeskakujemy do dorosłego już Adriana, ten wtedy przechodzi przez wahania, czy chce wypełnić swoje przeznaczenia jako syna Szatana. I jasne, taki konflikt byłby ciekawy... gdyby się odbył w jakikolwiek wiarygodny sposób. To nie jest tak, że film marnuje swój potencja. On go wcale nie wykorzystuje.
Niektóre zdjęcia miejscami wyglądają ładnie, ale o budowaniu klimatu, czy napięcia nie ma tu w ogóle mowy. Nie można mieć atmosfery grozy, czy tajemnicy... bo nie ma tu nawet porządnej intrygi. Nie ma napięcia, bo bohaterowie są nie tylko nijacy,ale i beznadziejnie zagrani. No i nic z seansu nie zapamiętacie, bo nic się w tym filmie nie dzieje.
To ścierwo o przydługim tytule jest jak balonik.
Jedyną rzeczą, jaką możecie zapamiętać to kuriozalna scena ceremonii, w której Szatan ma przejąć ciało Adriana. Kultyści kładą mu na gębę makijaż, którego nie powstydziłby się mim, albo klaun i jest on elementem, który odbiera scenie wszelkiej powagi już na starcie. Potem dochodzi żalosne aktorstwo i...
Jako, że akcja dzieje się w kasynie, będący w transie Adrian słyszy muzykę, schodzi na dół i zaczyna... tańczyć jak ktoś ostro napruty. Poza tym, że muzyka grana w takcie tej sceny mi się spodobała tak... idiotyzm I-DIO-TYZM.
A potem dzieje się chuj-wie-co i mamy bullshitowe zakończenie z furtką na sequel...?
I to chuj-wie-co usprawiedliwiam tym, że zacząłem ten film przewijać, bo miałem serdecznie dość.
Takie recenzje pisze się niezwykle trudno, bo... mało co z tego filmu pamiętam, a widziałem go wczoraj, bardzo późnym wieczorem... dla niektórych 3 rano to jeszcze wieczór.
"Look what happened to Rosemary's baby" nie bolałby tak bardzo, gdyby był osobnym filmem. Wtedy mógłbym powiedzieć, że ktoś miał chęci zrobić coś fajnego z tematem antychrysta, ale mu nie wyszło bo... cośtam.
Ale mówimy tu o kontynuacji jednego z najwybitniejszych horrorów w historii, co więcej kontynuacji, która samym swoim istnieniem jest obraźliwa.
To 91 minut NICZEGO. Naprawdę. Trudno jest mi nawet zmieszać ten film z błotem. Jest tak nudny i pozbawiony wyrazu, że ciężko jest mi znaleźć odpowiedni epitet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz