Kosmici lubią odwiedzać Amerykę. Jeden z nich który zaszywa się w brzuchu człowieka, przejmuje nad nim kontrolę, żeby następnie kraść, mordować, słuchać rocka i rozpieprzać się ferrari... dla zabawy. Nie stroni także od uprowadzenia sobie ciała potencjalnego prezydenta.
Na jego tropie jest równie kosmiczny, ale wyjątkowo nie Lynchowski Kyle MacLachlan.
Z tej bzdurnej fabułki scenarzysta Jim Kouf wycisnął wszystko, co najlepsze.
Dwaj główni bohaterowie nie są skomplikowani. Kyle MacLachlan bywa dziwaczny i niezręczny, z kolei Michael Nouri gra detektywa racjonalistę, który nic z całego tego bałaganu nie rozumie i wścieka się na swojego dziwnego, ukrywającego coś partnera. Ale relacja tej dwójki gra, zarówno za sprawą scenariusza, który pisze ich w zabawny sposób, jak i aktorów.
Bardzo łatwo ich polubić, a gdy lubimy bohaterów to cała reszta wciąga nas jak odkurzacz.
Jacka Sholdera możecie kojarzyć z niesławnej "Zemsty Freddy'ego", ale potrafi on dobrze poinstruować aktorów. Jako reżyser jest solidny.
Gdy film się zaczyna, zostajemy rzuceni w sam środek akcji i jest tylko zabawniej. Trup ściele się gęsto, w tle słyszymy masę fajnych rockowych kawałków, film nie zapomina jednak o rozwoju postaci. Na to też znajdzie się miejsce. Wszystko to przebiega bardzo płynnie, nie ma uczucia znudzenia, albo jakiegoś przestoju.
Film wszędzie określany jest jako horror, ale to bzdura. "Ukrytego" cechuje nad wyraz lekka atmosfera, bo nie traktuje siebie mega poważnie. Nie ma tu ciarek, jest za to dużo rozpierduchy i nieco śmiechu. To bardziej film sensacyjny/thriller/science-fiction z gramem komedii.
Reszta to efektywna muzyka, świetne sceny akcji i lekko archaiczne efekty specjalne. To film, który scementował moją miłość do lat 80tych.
Jeśli nie znacie "Ukrytego", a szukacie akcyjniaka, żeby się rozerwać, to warto dać mu szansę. Frajda gwarantowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz