środa, 25 marca 2015

Wilkołak (1941) reż. George Waggner

No i dotarliśmy do kolejnego sztandarowego dzieła na tej liście. Gdy obejrzałem "Wilkołaka" po raz pierwszy, od razu zdobył moje serce i dziś jest jednym z moich ulubionych filmów Kolekcji Universala. Co więcej, do niego zdarzyło mi się wracać najczęściej.
Zacznijmy od tego, że film ma naprawdę świetna muzykę. Kompozycje Hansa Saltera spodobały się wytwórni tak bardzo, że pakowali je prawie, że do wszystkich B-klasowych horrorów i nie tylko.

Lon Chaney Jr. oczywiście obsadza główną rolę. Był to mój pierwszy kontakt z tym aktorem, po którym wiedziałem jedno - chcę obejrzeć więcej filmów z jego udziałem. Idealnie tworzy on postać człowieka naznaczonego, przeklętego, dla którego nie ma już nadziei i nikt nawet nie chce mu uwierzyć. Do tego jest ciągle szykanowany. To czytelna, pełna tragizmu postać.

Na drugim planie pojawia się Bela Lugosi, który gra cygana Belę (oczywiście!) i Claude'a Rainsa, w roli sceptycznego Sir Johna Talbota. Evelyn Ankers wygląda tutaj prześlicznie, chociaż nie jest to jej najlepsza rola.

Fabuła nakreśla wszystko w bardzo dobry sposób i nie czuć tu jakiegoś szczególnego niedosytu. Dostajemy jeszcze wątek miłosny, który jest nawet w porządku, głównie za sprawą Chaneya, ale na dobrą sprawę nic on nikogo nie obchodzi. Mogło być go nieco więcej i mógłby mieć większy wpływ na głównego bohatera. Jest gdzieś w tle, nic ciekawego, na dłuższą metę nie wnosi, a gdy dziewczyna zostaje zaatakowana pod koniec, ciężko jest się tym przejąć.

Jak prezentuje się jednak sam wilkołak? Archaicznie. Lubię pracę Jacka Pierce'a, ale jego charakteryzacja mocno się postarzała. Ja sam z początku nie mogłem się do niej w pełni przekonać, ale dzisiaj uważam, że jest całkiem fajna. Może po prostu się do niej przyzwyczaiłem.

Jest to, jakby nie patrzeć pierwszy film o wilkołaku na poważnie, ale żadnych charakterystycznych dla takiej historii elementu tutaj nie uświadczymy. Przykładowo, nie ma srebrnych kul (wilkołak, fakt ginie od srebra, ale pochodzi ono ze srebrnej laski, którą Larry ma przy sobie), ani też jednego ujęcia na księżyc w pełni.

Nie jestem pewny czy jest to film klasy B czy nie, ale w sumie to nie ma znaczenia, bo jest naprawdę , naprawdę udany i dzięki niemu Człowiek-Wilk trafił do panteonu klasycznych monstrów. Sam Lon Chaney stał się tak popularny, że zajął miejsce Karloffa i Lugosiego wcielając się kolejno w potwora Frankensteina, Draculę oraz Mumię. W latach 40stych było go pełno w różnorakich dziełach Universala. W tej kolekcji też uświadczycie go dużo, zobaczycie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz