piątek, 29 stycznia 2016

Stalker (1979) reż. Andriej Tarkowski

Istnieje kino powolne, nastrojowe, trudne i poetyckie. Nie jest ono skierowane dla każdego. Długo po seansie "Stalkera" widz nadal stara się rozgryźć znaczenie tego, co zobaczył i starasię przezwyciężyć wszechogarniającą melancholię.
Ja się tak właśnie w tej chwili czuję, a jeszcze nigdy mi się takie coś nie zdarzyło.

Film Andrieja Tarkowskiego oparty jest na powieści "Piknik na skraju drogi".
W pewnym miejscu na Ziemi spada meteoryt, co daje początek miejscu zwanym Strefą. Pierwsi żołnierze, którzy się tam udali nie wrócili. Strefa została odgrodzona od reszty świata, a wojsko bacznie pilnuje, aby nikt się do niej nie dostał.
Tytułowy Stalker to tajemniczy mężczyzna, który przeprowadza do Strefy kolejne osoby. Tym razem towarzyszy mu Pisarz i Profesor.

Pierwszą rzeczą, którą muszę pochwalić są ujęcia. Film składa się z długich i powolnych ujęć. Często są to zbliżenia na twarze bohaterów. Ich rozmowy często odbywają się także poza kadrem. Niektóre dialogi, czy nawet całe sceny zamknięte są w jednym statycznym ujęciu, a to nie jest wcale takie proste. Założę się, że powtarzanie każdego takiego 5-minutowego ujęcia musiało być katorgą.

Trójkę głównych bohaterów poznajemy w bliżej nieokreślonym mieście, brudnym, od błota, wilgotnym i wyjałowionym. Sceny dziejące się tam kręcone były w czymś w rodzaju sepii. Jedynym kolorem jaki widzimy na ekranie jest brąz. Gdy tylko akcja przenosi się do Strefy, wtedy wszystko jest w kolorze.
To jedna z pierwszych wskazówek, jakie film nam daje. Bo czym tak naprawdę jest Strefa? Manifestacją strachu człowieka przed nieznanym? Snem, próbą oderwania się od szarej rzeczywistości? A może symbolem skrywanego w sercu każdego człowieka egoizmu?

Wracając do długich ujęć, pozwalają one widzowi nasycić wszystkie zmysły, przez co ma wrażenie, jakby podróżował razem z bohaterami. Tych z kolei poznajemy za sprawą wygłaszanych przez nich monologów. Żaden z nich, nawet sam Stalker nie są całkowicie pozytywni, a i też trudno się z ich słowami nie zgodzić.

Dla każdego podróż do Strefy będzie miała inne znaczenie. Subtelna symbolika religijna, rozprawa nad światem i człowiekiem jeszcze bardziej skłonią nas do myślenia.
Po pierwszym seansie mogę określić "Stalkera" jako metafizyczne doświadczenie. To film, który się nie ogląda, a przeżywa. Możemy przyjrzeć się wszystkiemu, wsłuchać się we wszystko bardzo dokładnie.

Nie jest to film dla każdego - oczywiście. Polecić mogę go tylko tym, którym takie kino podchodzi. Ja sam czuję, że niedługo będę lubić ten film równie mocno, co "Łowcę Androidów".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz