środa, 30 września 2015

Halloween II (1981) reż. Rick Rosenthal

Lata 80te były okresem gdy slashery przeżywały swój rozkwit. Schemat mordercy nabijającego przez półtorej godziny licznik zgonów został wyeksploatowany przez twórców bardziej i mniej utalentowanych, z budżetem większym i niższym. Były wówczas trzy sławne, czołowe serie slasherów, które na przestrzeni dziesięciolecia doczekały się całej masy kontynuacji.

"Halloween" Carpentera poszło na pierwszy ogień. Reżyserem był Rick Rosenthal, natomiast sam Carpenter, wraz z Debrą Hill, napisał scenariusz, zajął się produkcją całości i nakręcił kilka dodatkowych scen gore.

Akcja filmu zaczyna się tej samej nocy Halloween. Postrzelony sześć razy Michael ucieka i przygotowuje się do kolejnego ataku na Laurie. Ta, ciężko ranna, trafia do szpitala, który staje się celem mordercy. W tym czasie dr. Loomis wraz z policją Haddonfield wywracają całe miasto do góry nogami by szaleńca w masce dorwać.

Pomysł bezpośredniej kontynuacji już jest dobrym pomysłem.
Carpenter może i nie był reżyserem, ale uraczył nas solidnym, trzymającym w napięciu skryptem.
Samo osadzenie akcji w szpitalu daje szansę do wykreowania atmosfery odcięcia i osaczenia... co, oczywiście twórcy świetnie wykorzystali.

Oczywiście, są lata 80te, więc trzeba było się do nowej widowni dostosować, wobec czego, Michael będzie uszczuplać personel placówki medycznej na coraz to wymyślniejsze sposoby. Dodatkowo jedna z ładniejszych aktorek wyeksponuje swój biust... wiecie, sztampa gatunku.

O ile Carpenter odwalił dobrą robotę, tak kilka niedoróbek wynikających z ewidentnego przepisywania scenariusza widać jak na dłoni. Przykładowo, w pierwszej scenie filmu w telewizji jest mowa o znalezieniu ciał nastolatków, jednak samo to odkrycie ma miejsce dwie sceny później.
Poza tym ilość naciąganych scen jest dość spora. To nie tak, że pierwsze "Halloween" takich nie miało... bo miało, tylko tutaj jest ich więcej.
Doszło też lekkie kombinatorstwo twórców, którzy wstawili coś, samemu nie wiedząc co to w ogóle oznacza... a później gorzko odbije się to na serii.

W kwestii aktorów i bohaterów nic się nie zmieniło. Jamie Lee Curtis i Donald Pleasance sprawują się tak samo dobrze jak w części pierwszej.

Z Michaelem jest dość ciekawa sprawa. Wciąż przemyka niepostrzeżenie i eliminuje swoje ofiary, ale nie obserwuje ich już tak długo jak ostatnio.
W dodatku, miejscami zachowuje się już jak robot, albo zombie... albo Kharis z serii filmów o Mumii.
Cytując mema: "Nieważne jak szybko biegniesz, Michael Myers chodzi szybciej".
Jest to, co prawda ledwo widoczne i - wiadomo - buduje napięcie, ale warto o tym nadmienić.
Może troszkę z tym odczłowieczeniem go przeholowali ale... scena, w której przechodzi przez szybę jest świetna.

Muszę też pochwalić muzykę, którą Carpenter uczynił jeszcze bardziej niepokojącą. Aranżacje motywów na syntezatorze maja w sobie jeszcze więcej mroku i jeszcze więcej siły.

Podsumowując, "Halloween II" ma kilka zgrzytów, ale też zachowuje w dużej mierze to, co było dobre w jego poprzedniku. Lata 80te odcisnęły na nim swoje piętno. To dobry film, po prostu nie tak dobry jak oryginał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz