poniedziałek, 21 grudnia 2015

Armia Ciemności (1992) reż. Sam Raimi

Pozwolę sobie być jeszcze mniej oryginalny. Po "Martwym Źle II" logicznym jest wzięcie się za "Armię Ciemności", filmu, przy okazji którego Sam Raimi całkowicie odcina się od stylistyki horroru i idzie w kierunku komediowej przygody.

W wyniku wydarzeń z "Evil Dead II" Ash trafia do średniowiecza. Tam musi pomóc pewnej osadzie zdobyć Necronomicon. Księga może także pomóc Ashowi wrócić do swoich czasów. Tak więc, nasz bohater wyrusza na pełną niebezpieczeństw wyprawę. Przed zabraniem księgi jednak musi wypowiedzieć magiczne zaklęcie. Oczywiście coś idzie nie tak i armia kościotrupów powstaje z martwych. Ashowi ani się śni pomagać wieśniakom, jednak szybko zmieni zdanie...

Pierwsze, co rzuca się w oczy (a co zauważyłem dopiero po latach) to podobieństwo do "Mad Maxa 2". Jeśli przyjrzeć się przebiegowi fabuły obu filmów dojdziemy do wniosku, że są identyczne. Ash, tak samo jak Max pomaga obleganej przez cośtam osadzie. Robi to, o co go proszą i planuje szybko się ulotnić, ale coś zmienia jego plany.
Znając Raimiego, to nie był przypadek, zresztą słowa, które Ash miał wypowiedzieć przed zabraniem Necronomconu zostały zaczerpnięte z "Dnia, w którym zatrzymała się Ziemia".

Zastrzyk gotówki rozłożył Raimiemu skrzydła, który to raczy nas jeszcze większą paradą kiczowatych, aczkolwiek niezwykle kreatywnych efektów specjalnych. Proste charakteryzacje mieszają się z kukłami, animacją poklatkową i bluescreenami. Jasne, wszystko to trąci myszką, ale skala przedsięwzięcia jest imponująca.

"Armia Ciemności", mimo wielu nawiązań do poprzednich części trylogii, całkowicie porzuca swoje horrorowe korzenie i staje się miksem fantasy, przygody i komedii... z naciskiem na to ostatnie. Znów zostajemy rzuceni w środek akcji, bez zbędnego przybudzania, znowu nie ma tu ani jednego chybionego żartu, a slapstick po latach rozbawił mnie tak samo jak za pierwszym razem (Scena w młynie to majstersztyk).

Campbell jako Ash też nic nie stracił ze swojego uroku, a nawet zyskał go jeszcze więcej. Szkoda tylko, że nie używa tak często swojej piły.
"Armia Ciemności" zostaje nieco w tyle za "Martwym Złem II" i może nie spodobać się tym, którzy po serii oczekiwali tego samego co przy okazji pierwszych dwóch odsłon. Zmiana klimatu jest odczuwalna, ale nie pozbawia całości pierwiastka zajebistości.
Poza tym - Sam Raimi na 10 lat przed "Władcą Pierścieni" nakręcił Bitwę o Helmowy Jar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz