poniedziałek, 28 grudnia 2015

Paroxismus / Venus in furs (1969) reż. Jesus Franco

Miałem ochotę obejrzeć coś dziwnego. Akurat pamiętałem, że SmokeEater zrecenzował pewien film Jesusa Franco. Byłem nim zaintrygowany, więc zacząłem szukać.

"Paroxismus", albo "Venus in furs" opowiada muzyku jazzowym, który boryka się z różnymi psychicznymi problemami. Na plaży odkrywa zwłoki pięknej dziewczyny. Przypomina sobie, że kiedyś już ją widział podczas pewnego przyjęcia. Widział także jak stary zwyrol, lesbijka i Klaus Kinski zamęczają ją.
Jakiś czas później dziewczyna jakimś cudem wraca do życia i zaczyna z nim romansować, przy okazji szukając zemsty na swoich oprawcach.

Wiedząc kim jest Jesus Franco nie nastawiałem się na cuda.
Początek, będący onirycznym filmem psychologicznym, napełnił mnie nadzieją, że być może będę obcować z dziełem solidnym. Atmosfera jest ciężka, obfitująca w dziwaczną muzykę, wewnętrzne monologi bohatera, oraz kolorową scenografię. Film prezentował się dobrze, a cała tajemnica intrygowała mnie.

Minęło te pół godziny i nasza nieboszczka zaczyna dobierać się do pierwszego ze swoich oprawców. Droczy się z nim, stara się go podjarać do granic możliwości, a on w skutek tego... umiera. Tak po prostu. Jeśli po drugiej stronie są jakieś panie to wiedzcie, że macając się po piersiach możecie kogoś zabić.
I nie, to nie jest tak, że facet umiera na atak serca, czy coś... on po prostu leży na łóżku, w pewnym momencie zastyga w bezruchu... i koniec. Bierze się to kompletnie znikąd, w dodatku przy okazji Klausa KInskiego powtarza się.

Jedyną osobą, która sama popełnia samobójstwo jest wspomniana lesbijka. Swoją drogą, tak - scena łóżkowa jest w film wliczona. Czy wspominałem o tym, że Jesus Franco podczas swojej kariery kręcił pornosy? Między innymi lesbijskie? Z wampirami?
Swoją drogą, utkwimy w tym przez obfitą ilość czasu, więc zaryzykuję stwierdzenie, że sceny erotyczne z lesbijkami równa się 'Directed by Jesus Franco'.

No, ale to wszystko byłoby do wybaczenia, ale film po tych trzydziestu minutach zalicza ostry zjazd i zwyczajnie męczy. Nic ciekawego się nie dzieje, romans z muzykiem jest nam przybliżony słabo, a jedyne co film robi, żeby utrzymać widza przy ekranie jest zarzucanie golizną tu, czy tam.

Aktorstwo w filmie nie jest straszne. Nie należy do wybitnych, ale nie żenuje. Dodam tylko, że Klaus Kinski, chociaż występuje, ma do wypowiedzenia tylko kilka kwestii i też robi to z malutkim zaangażowaniem.
"Paroxismus" marnuje swój potencjał i rozczarowuje. Poza intrygującym początkiem nie ma tu nic godnego uwagi. Jasne, Maria Rohm jest piękną kobietą i pokazuje to i owo ale... nie macie gdzie oglądać gołych bab?
Nie polecam. Przeczuwam, że rychło o tym filmie zapomnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz