wtorek, 9 sierpnia 2016

Gwiezdne Wojny (1977) reż. George Lucas

Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj pisanie recenzji "Gwiezdnych Wojen" może się wydawać co najmniej idiotyczne. Mowa o popkulturowym fenomenie przemaglowanym przez wszystkie możliwe media, swego rodzaju świętości, wybitnym klasyku, o którym wszystko już zostało powiedziane. Ja sam kiedyś popełniłem tekst o Sadze jako całości, ale z perspektywy czasu nie jestem z niego zadowolony. Poza tym pomyślałem, że mimo wszystko fajnie będzie na te filmy spojrzeć "świeżym okiem", rzucić nostalgię w kąt i sprawdzić, jak te filmy zniosły próbę czasu. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy nie mogę pozbyć się wrażenia, że ludzie te filmy idealizują i całkowicie zapomnieli czym one naprawdę są i jakie są.

Przy okazji starej Trylogii posługiwać się będę ich oryginalnymi tytułami, sprzed czasów prequeli, a wszystkie moje spostrzeżenia będą się odnosić do oryginalnych, kinowych wersji tychże filmów. Niech żyje Unaltered Trilogy!!!
A teraz, z czystej przyzwoitości...
Odległą Galaktyką rządzi złe Imperium, będące w posiadaniu Gwiazdy Śmierci - wielkiej stacji kosmicznej, która zdolna jest niszczyć całe planety. Przeciwko nim walczy nieduży ruch oporu, zwany po prostu Rebeliantami.
Rebelianci zdobywają plany machiny zagłady i powierzają je w ręce księżniczki Lei. Wszystko się jednak komplikuje, bowiem Imperium od razu podejmuje próbę odzyskania swojej własności. Leia ukrywa plany wewnątrz robota R2-D2, który razem ze swoim towarzyszem C3PO lądują na pobliskiej planecie Tatooine. Tam, dwójka robotów wpada w ręce młodego Luke'a Skywalkera.
Ciąg kolejnych zdarzeń powoduje, że Luke, w towarzystwie tajemniczego Bena Kenobiego i awanturnika Hana Solo usiłują oddać skradzione plany w ręce Rebelii. Sytuacja jednak komplikuje się ponowie i cała grupa trafia na Gwiazdę Śmierci, gdzie będą próbować uratować księżniczkę z opresji.
(Nawet nie wiecie jak kretyńsko się czułem pisząc to)
"Gwiezdne Wojny" wyświadczyły olbrzymią przysługę gatunkowi science-fiction, który do końca lat 70tych był niszą dla niskobudżetowych filmów klasy B. Film George'a Lucasa posiadał olbrzymi budżet, wykorzystywał rewolucyjne efekty specjalne, był po prostu efektowny i natchnął wiele filmów, które nadeszło potem. "Obcy" Ridleya Scotta czerpał garściami z "Gwiezdnych Wojen" w kwestii scenografii, z kolei seria "Star Trek" dostała szansę odrodzenia się.

Choć film zrobił tak dużo dla science-fiction, sam do tego gatunku się nie zaliczał w żadnym stopniu. Każdy, kto twierdzi inaczej jest w błędzie.
Na "Gwiezdne Wojny" złożyło się mnóstwo rzeczy - Lucas zmiksował wszystko, czym był wówczas zafascynowany.
Pomysł na zrobienie space opery wziął się z tego, że Lucas był wielkim fanem "Flasha Gordona", i gdyby zdobył prawa, to właśnie o nim nakręciłby film.
Ale, skoro "Gwiezdne Wojny" nie są science fiction, to czym?
To fantasy, i to takie stereotypowe.
Jest wielkie złe imperium, na czele którego stoi jeszcze gorszy Imperator, którego prawą ręką jest tajemniczy Czarny Rycerz.
Mamy Moc, będącą odpowiednikiem magii w tym świecie i dowiadujemy się od niej od tajemniczego mentora, którego główny bohater spotyka na swojej drodze.
Pojawia się motyw ratowania księżniczki z rąk tych złych... ktoś na tym etapie ma jeszcze wątpliwości?

Bohaterowie nie są specjalnie skomplikowani.
Luke, to bohater spragniony przygody, chcący wyrwać się z farmy swojego wuja. Ben to wspomniany przeze mnie mentor. Han Solo z kolei to przyjazny awanturnik, i tak dalej. Ale dzięki charyzmie aktorów i dobremu napisaniu ich relacji wypadają wiarygodnie, zaskarbiają sobie sympatię widza i zmieniają się w trakcie trwania filmu. To takie proste, a jednak gra niesamowicie dobrze, poza tym wiele blockbusterów dzisiaj zdaje się o tym zapominać.

Wiemy już, że "Gwiezdne Wojny" to fantasy w opakowaniu space opery, ale kryje się za tym o wiele więcej. Lucas czerpał inspiracje z filmów Akiry Kurosawy, westernów, a nawet kina wojennego.
W filmie pojawiają się bitwy samolotów z czasów II Wojny Światowej... tylko, że umiejscowione w kosmosie.
Samo Imperium było inspirowane III Rzeszą, oczywiście! Rycerze Jedi z kolei - samurajami.
Technicznie film postarzał się, ale z godnością. Wyobraźnia twórców jest w końcu ponadczasowa. Scenografie są olbrzymie i niezwykle szczegółowe. Wszystko wygląda na używane, jest brudne i zakurzone. Wiele osób o tym wspomina, również moim zdaniem to ciekawy "smaczek".
Wiele efektów specjalnych choćby swoim rozmachem i skalą robi wrażenie i dziś. Kręcenie bitw w kosmosie za pomocą modeli i bluescreena wydawało się wówczas niemożliwe, jednak Lucas wraz z ekipą wycisnęli z tego efektu wszystko, co tylko się dało.

Film nie ustrzegł się jednak zgrzytów.
George Lucas zawsze miał problemy z pisaniem dialogów dla postaci i w trakcie trwania filmu zdarzyły się dziwne, nienaturalne i boleśnie kiczowate kwestie.
Mam także problem z postacią Luke'a, bowiem przez dość spory okres czasu wydaje się on być kompletnie bezbarwny, wręcz zepchnięty na bok przez pozostałe postacie.
Pod wpływem presji czasu niektóre efekty specjalne zostały niedokończone, albo wykonane "po łebkach". Start myśliwców Rebelii przed finałową sceną nie został dokończony, podczas pojedynku na miecze świetlne w niektórych ujęciach efektu zwyczajnie brakuje, a finałowe starcie przy Gwieździe Śmierci wypada mocno nierówno. Niektóre ujęcia myśliwców trzymają wysoki poziom, na innych bluescreen wygląda paskudnie. Wszystkie te nieudane ujęcia zostały później zastąpione w Edycjach Specjalnych generowanymi komputerowo scenkami.
Powinienem też coś powiedzieć o pojedynku Bena z Darthem Vaderem.
Nie mam nic przeciwko niej.
Fakt, wygląda strasznie archaicznie, ale widywałem o wiele gorsze choreografie walk, poza tym to, co czyni ten pojedynek interesującym jest tajemnicza historia stojąca za tą dwójką. Ben i Vader są jak ci dwaj samurajowie stający naprzeciw siebie.
Tu nie tyle chodzi o akcję, a o to, co dzieje się między postaciami.

"Gwiezdne Wojny" to wszem i wobec klasyk, który odcisnął swoje piętno na kinie. To futurystyczne fantasy... i niestety tylko tyle.
Fabuła to sztampa, ale dobrze poprowadzona. Duch przygody jest wszechobecny - niczego nie spodziewający się bohaterowie zostają nagle wciągnięci w aferę na naprawdę dużą skalę, a to motyw, który bardzo mi się podoba. Jednakże pierwsza część filmu z robotami na pierwszym planie zawsze była dla mnie męcząca i mało interesująca.
Historia ma wystarczająco dużo, by zapewniać rozrywkę, jednak nie wychodzi ponad to.

Piękno filmu kryje się w szczegółach, a Lucas połączył ze sobą rzeczy, których nikt normalnie by ze sobą nie wiązał. Na "Gwiezdne Wojny" można patrzeć albo jako dzieło geniuszu, albo bałagan pomysłów, który ułożył się w coś cudownego. Pewne jest jednak to, że film odniósł sukces nie tylko dzięki wyobraźni Lucasa, ale i pomocy innych osób, które w odpowiednim momencie jego wyobraźnię przytemperowało.

1 komentarz:

  1. Casino Player Reviews | DRMCD
    Casino Player Reviews · Slots · Jackpots · 광주광역 출장마사지 Bingo · Slots · Bingo · Slots · Table Games · 여주 출장마사지 Bingo · Jackpot 의정부 출장안마 Games. 경상남도 출장마사지 Rating: 2.6 · 동해 출장안마 ‎5,864 reviews

    OdpowiedzUsuń