Jestem pełen podziwu dla Romana Polańskiego. Jego horrory powinny być biblią dla każdego współczesnego twórcy tego gatunku.
"Dziecko Rosemary" to klasyk, ale wydaje mi się, że nie mówi się o nim tak głośno jak o "Egzorcyście", czy "Omenie", a szkoda bo jest on na równi z dwoma wymienionymi w kategorii horroru satanistycznego.
Rosemary Woodhouse wraz z mężem Guyem wprowadzają się do starej kamienicy, owianej złą sławą. Pewnego dnia jedna z sąsiadek popełnia samobójstwo. Nie jest to jednak koniec dziwnych zdarzeń. Sąsiadka Minnie Castevet daje Rosemary deser, po którym ma szalony sen o byciu gwałconym przez Szatana.
Kobieta faktycznie zachodzi w ciążę, lecz mąż szybko ją uspokaja, mówiąc, że odbył z nią stosunek, gdy ta spała. Para starała się o dziecko tak, czy siak. Ekscentryczny sąsiedzi zaczynają stawać się coraz bardziej uciążliwi, a wokół Woodhouse'ów zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy.
Jak widać na załączonym obrazku nie jestem dobry w streszczaniu filmów. Szczerze, nigdy tego nie lubiłem. Ale do rzeczy...
Na starcie filmu wita nas kołysanka skomponowana przez Krzysztofa Komedę. Jak cała ścieżka dźwiękowa jest mroczna, niepokojąca i psychodeliczna. jednak nie klimat jest największym atutem całości. Stanowi on jeden z wielu elementów, które wspólnie czynią "Dziecko Rosemary" tak silnym obrazem.
Mia Farrow i John Cassavetes sprawiają, że ich postacie są z krwi i kości. To samo można powiedzieć też o całej reszcie, ale ta dwójka zasługuje na szczególne uznanie. Scenariusz, aktorzy i reżyseria współgrają ze sobą perfekcyjnie. Namolni sąsiedzi są namolni, ale nie są w żadnym razie przerysowani.
Za tym idzie kolejny element, czyli realizm filmu, przerywany jedynie przez surrealistyczny sen głównej bohaterki, a trzeba przyznać, że jest on przesycony groteską, erotyką i mrokiem.
Polański mimo iż przemyca wątek satanistyczny, zakrywa go przez budowany delikatnie wątek paranoi i przez dłuższy czas bawi się z oczekiwaniami widza, zbijając go z tropu. Już raz pokazał, że psychika bohaterów to coś, czym lubi straszyć nas najbardziej.
Najbardziej jednak powala mnie subtelność tego dzieła. Przez 2/3 czasu trwania film prawie w żadnym calu horroru nie przypomina. Obserwujemy małżeństwo zmagające się z namolnymi sąsiadami, kobietę zmagającą się z ciążą, a w tle jedynie przemykają mroczne i tajemnicze zdarzenia. Wszystko to wybucha, gdy paranoja Rosemary staje się widoczna gołym okiem i niemal do ostatnich minut jesteśmy trzymani w niepewności.
Romek wie jak oddziaływać na widza, to pewne. "Dziecko Rosemary" to film, który nie straszy od razu. On powoli pochłania Cię, wbija w Twoją psychikę i piorunuje gdy nadchodzi odpowiedni moment. Właśnie tak powinno się to robić.
Takich filmów już się nie robi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz