Drugim sfinansowanym przez Joego D'Amato filmem było "Witchery", czyli "La Casa 4", czyli "Ghosthouse 2". Yych... te tytuły.
Fabuła przedstawia się następująco. Jest grupa ludzi, która zmierza w kierunku domu należącego kiedyś do pewnej starej aktorki. Wszyscy w tym czasie mają wizję w której ukazuje im się kobieta w czerni. Gdy docierają na miejsce okazuje się, że owa aktorka praktykowała czarną magię...
Fabuła prosta jak budowa cepa i znowu pretekstowa. O dziwo jednak "Witchery" jest o wiele lepszym filmem niż "Ghosthouse".
Obsadę zaszczyciła Linda Blair, głównie po to, by zostać opętaną po raz kolejny... David Hasselhoff, który okazał się nie takim złym aktorem... i reszta której nie znam. Tak czy owak żadne z nich nie przyprawia widza o wkurw głupimi tekstami, wiec już i tak jest duży postęp. Powiem więcej! Aktorsko film jest na poziomie przeciętnym... a jak na trashowy włoski horror to i tak dużo.
Akcja rozwija się powoli, jednakże film intryguje na początku, przez co mimo dłużyzn w pierwszej połowie trwałem dzielnie, z chęcią odkrycia o co w tym wszystkim chodzi... o ile o cokolwiek chodzi.
Klimat to czysta, pełna mindfucków psychodela prowadząca nas do kilku mocno groteskowych scen. Nie leją się tu może hektolitry krwi, mimo iż jest tu trochę przyzwoitego gore, to jednak i tak jest dostatecznie dziwnie, że siedziałem wryty w stołek z konsternacją patrząc na to co się dzieje. Czarownica ma przygotowaną sadystyczną śmierć i powoli będzie swój plan... jakikolwiek by on nie był... wcielać w życie.
"Witchery" posiada trochę lepszy scenariusz, mocniejszy klimat i o wiele dziwniejsze pomysły. Jeśli nie miałeś styczności z włoskimi horrorami to będziesz patrzył z niedowierzaniem. Na kimś obytym w chorej wyobraźni włoskich reżyserów niekoniecznie musi robić wrażenie, niemniej ja bawiłem się przednio. Tego klimatu nie da się podrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz