Czasem człowiek mocno napali się na jakiś film. Obejrzy trailer, który wgniata w fotel, posłucha motywu przewodniego podczas napisów początkowych i ciśnienie rozwala mu łeb, bo jest nastawiony na coś zajebistego. Film trwa, trwa... trwa... i okazuje się być czymś zupełnie przeciwnym do oczekiwań, ale tym razem nie w złym sensie.
Tak miałem przy okazji "Dopaść Cartera", filmu, który obejrzałem tylko i wyłącznie przez wzgląd na Michaela Caine'a. Gra on tytułowego Johna Cartera, zabójcę, który postanawia wrócić do rodzinnego miasteczka by odkryć co stało za śmiercią jego brata.
Mike Hodges stworzył film minimalistyczny. Na całą 2-godzinną sensację mamy tylko jedną krótką strzelaninę. Nie ma w filmie również nic widowiskowego. Tylko główny bohater i charyzma aktora, klimat i powolne odkrywanie tajemnicy.
To pierwsze wypada najlepiej. Jack Carter wygląda jak dżentelmen, nawet stwarza takie pozory, ale szybko wszyscy równają go z terminem "dupka". Jest zimnokrwisty, mściwy, małomówny i nigdy nikomu nie odpuszcza, co więcej spał pewnie z taką sama ilością panienek co James Bond. Mówimy o gościu, który na golasa przegonił dwóch kolesi ze swojego domu ze strzelbą w rękach.
To drugie - klimat, jest "zimny". Uliczki brytyjskiego miasteczka są wilgotne, szare, a niebo wiecznie pochmurzone. Reżyser serwuje nam też nieco erotyki.
To ostatnie wypada najgorzej. Film mógłby być o wiele krótszy, bo pierwsze 40 minut jest potwornie rozwlekłe i nim śledztwo Cartera ruszy cokolwiek do przodu będziemy musieli długo poczekać.
Montaż i ogólnie praca kamery w kilku miejscach była dziwna. Podczas grania w karty odnosiłem wrażenie, że w tym, czy tamtym miejscu powinno być cięcie, ale zamiast tego słyszymy bohatera mówiącego spoza kadru. Nie wiem czy to miało być celowe, jeśli tak to nie kumam po co to.
No ale, czy warto? Cóż... trudno powiedzieć. Mój zawód wynikał z tego, że spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Dla wielu jest to jeden z najlepszych brytyjskich filmów gangsterskich. Może brytyjskie kino jest specyficzne i zwyczajnie nic o nim nie wiem... nie mam pojęcia. Tak czy owak, jest to pozycja nietypowa i każdy mógłby się z nią zapoznać choćby po to by sprawdzić czy ją poczuje. Zawsze pozostaje Michael Caine.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz