Po obejrzeniu "Suspirii" Dario Argento dostał ode mnie na nowo kredyt zaufania. Rzuciłem okiem na jego drugie najbardziej sławne dzieło... i zbierałem szczękę z podłogi.
"Profondo Rosso", albo "Głęboka Czerwień" było moim pierwszym giallo. Przedstawiło mi ten filmowy gatunek, nakłoniło do dania Argentemu jeszcze jednaj szansy i obudziło miłość do zespołu Goblin. Wiele filmów obejrzałem tylko i wyłącznie przez wzgląd na ich ścieżkę dźwiękową... choć przyznaję, czasami było to kiepskim pomysłem.
Telepatka, Helga Ulman podczas swojego pokazu odkrywa, że członkiem widowni jest morderca. Jak się łatwo domyślić, ten morduje ją chwilę później. Świadkiem wszystkiego jest pianista Marc Daly. Teraz, żeby ratować własną skórę stara się odkryć tożsamość naszych rąk mordercy.
Argento robi czwarte podejście do giallo, po swojej Zwierzęcej Trylogii i przebija każdy ten film. "Profondo Rosso" to film doskonały w tym czym jest i posiada on wszystkie charakterystyczne dla reżysera elementy pomnożone razy 10.
Zdjęcia to istny obłęd. Dario szaleje za kamerą, kamerując wszystko pod wszelkimi kątami, z bliska, z daleka - praca kamery jest tak niesamowita i precyzyjna, że każdy powinien to po prostu zobaczyć sam i pozbierać szczękę z podłogi.
Scenografia nie jest czymś artystycznym. Ma swój klimat miejscami, ale nie jest to coś co się wyróżnia w jakiś sposób.
Powinienem powiedzieć coś o muzyce ale nie mam pojęcia co. Goblinsi nigdy nie zawodzą. Od tego filmu zaczęła się ich długa i owocna współpraca z Argentem i kilkoma innymi twórcami kina grozy. Poważnie, ich muzyka była wszędzie - Romero, Cozzi, D'Amato. Byli też tacy, którzy starali się imitować ich styl.
Fabuła jest uroczą mieszanką wszystkiego. Jak to u Argentego bywa, jest w niej spora dawka infantylności i naiwności, z dwiema przerysowanymi postaciami na doczepkę.
Wątek kryminalny poprowadzony, według mnie, wzorcowo. Intrygujący i wodzący widza za nos, ale w o wiele subtelniejszy sposób, niż robiły to poprzednie filmy Włocha. Potęgują to też niektóre ujęcia, wyglądające tak, jakby nasz bohater był obserwowany z ukrycia. Morderca zawsze jest o krok przed nim, jakby wiedział wszystko.
Aktorzy w filmie są bardzo dobrzy. Zarówno oni jak i ich postacie są na tyle charakterystyczni, że z łatwością zapamiętacie ich wszystkich. David Hemmings zrobił rewelacyjną robotę, stając się jednym z niewielu protagonistów u Argentego, którzy mają jakąś osobowość. Pomaga w tym na pewno uroczy, zaprawiony komedią wątek romansowy. Jest to jeden z pierwszych występów Darii Nicolodi i jest to jej najlepszy z tych, które widziałem. Pełna werwy, sympatyczna, nieugięta dziennikarka. Już nie wspomnę o tym, że w filmie wyglądała cudownie.
Reżyser nie kryje się też ze swoimi inspiracjami. Sceny morderstw opierają się tu przede wszystkim na brutalności, nie na krwi. Z bliska widzimy otarcia, uderzenia itd. Podobnie było z "Sei donne per l'assasino" Bavy. Nawet mamy podobną scenę podtapiania w wannie, urozmaicona jeszcze o poparzenie... swoją drogą wyglądało ono niezwykle realistycznie.
"Profondo Rosso" to giallo doskonałe i filmowe osiągnięcie ogółem. Tyle tu audio-wizualnego piękna, że nic tylko pokazywać przyszłym filmowcom żeby się uczyli. Dla mnie też była to ważna lekcja kinematografii. Ech... takich filmów już się nie robi.
Polecam, bo to klasa w całej swojej esencji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz