środa, 11 maja 2016

Koszmar z ulicy Wiązów 4: Władca snów (1988) reż. Renny Harlin

"Koszmar z ulicy Wiązów" miał już wyrobioną markę. Ludzie oszaleli na jego punkcie, i rok po "Wojownikach snów" postanowiono przywrócić Freddy'ego do życia i ciągnąć serię dalej. Sukces Chucka Russela skłonił producenta Roberta Shaye'a do zabawy w Rogera Cormana. Chciał on bowiem powierzać kolejne sequele "Koszmarów..." początkującym i nieznanym reżyserom. Tym oto sposobem na stołku reżyserskim zasiadł Renny Harlin.

Mogą pojawić się spoilery odnośnie zakończenia części trzeciej.
Kristen, bohaterka poprzedniego filmu śni znów o domu Thomsonów. Zaczyna się zastanawiać, czy Freddy przypadkiem nie wrócił. Dzieli się swoimi obawami z pozostałą dwójką ocalałych z "Wojowników snów" dzieciaków i ze swoimi nowymi przyjaciółmi. O dziwo ci wierzą jej.

Obsada poprzedniego filmu powraca, z tą różnicą, że Kristen grana jest tutaj przez Tuesday Knight. Poznajemy też nowych bohaterów, którzy są nawet znośni. Nową protagonistką jednak zostaje nieśmiała Alice Johnson grana przez Lise Willcox. Jest dobrą następczynią Kristen, to postać której chce się kibicować, ale równie dobrze Kristem mogłaby.. no nie wiem, nie zginąć!?
Bo widzicie... ku zaskoczeniu nikogo Freddy powraca. Jeden z dzieciaków ma sen. W tym śnie pies szcza strumieniem ognia na miejsce, w którym pochowano Kruegera, ziemia się rozstępuje i poparzony psychol powstaje.
Ale zapytacie - jakże to!? Jak to możliwe, że on zdołał powrócić? Jak? Dlaczego!?

Chyba nie liczycie, że to zostanie wyjaśnione... prawda?

Tak, czy inaczej, Freddy wraca i dokonuje zemsty na ocalałych dzieciakach. Na koniec zostawia sobie Kristen. Dziewuszka ginie, ale daje radę przekazać swój dar wciągania ludzi do swojego snu Alice, ponieważ... wygląda na to, że tak się da.

Kruegerowi kończą się ofiary i szybko zdaje on sobie sprawę, że nie zostało już nic na kolejne sequele. Wpada więc na pomysł aby posłużyć się Alice - będzie ją zmuszać do wciągania swoich przyjaciół do snów...
Pierwsze co to - tytuł jest trochę losowy. Jasne, wspomniana jest w filmie rymowanka o Władcy snów, ale nie ma ona zbytniego wpływu na cokolwiek.

Nie spodobało mi się zabicie bohaterów z poprzedniego filmu. Nie mam nic przeciwko nowej "kadrze", ale ta wymiana bohaterów jest zupełnie bezcelowa. Nowa obsada niewiele różni się od starej.
Ale to szczegół, film ma inne problemy.

Scena zmartwychwstania Freddy'ego daje bardzo ładny ogląd na cały film. "Władca snów" pełen jest absurdalnych i idiotycznie wyglądających scen. Od strony technicznej wszystkie wykonane zostały bardzo dobrze, a Robert Englund po raz kolejny błyszczy w swojej popisowej roli i sprawia, że każdy one-liner działa.
Problem tylko jest taki, że z jednej strony są takie zajebiście groteskowe sceny jak transformacja w owada, a z drugiej strony Freddy na plaży w okularach przeciwsłonecznych starający się swoją rękawicą imitować atak rekina.
Z jednej strony jest bardziej komediowy (ale wciąż zajebisty) Freddy, absurdalnie, wręcz podchodzące pod parodię sceny morderstw we śnie, a z drugiej strony jest fabuła, która traktuje siebie zupełnie, zupełnie poważnie.

Zaskoczył mnie też fakt, że film nie ma żadnego faktycznego gore. Nawet wspomniana przeze mnie przemiana odbywa się bez ani jednej kropelki krwi.
"Władca snów" jest zbyt głupawy, żeby być dobrym horrorem i zarazem jest zbyt poważny, żeby być czarną komedią. Można wyłapać jakieś chęci zrobienia z serii czarnej komedii, ale też brak pomysłów jest widoczny jak na dłoni. Twórcy nie mieli zielonego pojęcia jak sprowadzić Freddye'go z powrotem. Zrobili to i po prostu ominęli wyjaśnienie. Czasami nawet to jak Freddy rozprawia się z dzieciakami bywa kompletnie nienatchnione i banalne.

Na końcu czwarty "Koszmar..." zostawił mnie z mieszanymi uczuciami. To a najlepszym wypadku film przeciętny. Wypada blado, zwłaszcza po tak dobrej części trzeciej. Wizualnie wygląda imponująco, efekty specjalne to majstersztyk, ale brak solidnych pomysłów i spójnego tonu ciągnie ten film w dół.

1 komentarz: