poniedziałek, 4 lipca 2016

Wzgórza mają oczy (1977) reż. Wes Craven

Nie obiecywałem sobie wiele po "Wzgórza mają oczy". Liczyłem na przyjemne, klimatyczne B w reżyserii mistrza.

Rodzinka Carterów zmierza do Kaliforni. Po drodze zamierzają odwiedzić starą kopalnię złota. Niestety błądzą na pustkowiu, ich samochód się psuje i zmuszeni są przeczekać noc pośrodku niczego. Nie wiedzą jednak, że trafili do miejsca opanowanego przez zmutowanych kanibali. Teraz muszą jakoś przetrwać noc...
Początek filmu był całkiem obiecujący. Bohaterowie nie należeli do specjalnie sympatycznych, ani rozgarniętych, ale brudny, surowy klimat wylewał się z ekranu. Pustkowie za dnia miało swój urok. Do tego doszła całkiem niezła opowieść o wspomnianych wcześniej kanibalach. Wszystko zapowiadało się ciekawie... aż zapadł zmrok.
Akcja zwolniła, pojawiły się pierwsze dłużyzny, zaczęło wiać nudą i mrokiem, ale takim, że nie było prawie w ogóle widać, co się dzieje. Ktoś gdzieś zginął, ktoś się gdzieś zawieruszył, ale nie ma w tym żadnego napięcia bo widz z trudem odróżnia co jest czym na ekranie. I tak przez cały drugi akt.

Kanibale wyglądają niczego sobie i szkoda, że zdegradowano ich do roli slasherowych zabójców. Można było ten koncept ciut bardziej rozwinąć.
Głupota bohaterów bywa czasami nieznośna i z każdą kolejną minutą widz ma ich coraz bardziej w dupie, a co za tym idzie nuda doskwiera jeszcze bardziej.
Gwoździem do trumny jest scenariusz, który zaczyna się ciekawie, a potem kompletnie kończą mu się pomysły. Nie ma tu nawet jakiegoś konkretnego gore, czy brutalności, a takie coś pasowałoby tutaj idealnie.
Akcja rozkręca się znowu, gdy wschodzi słońce, nastaje dzień i w  końcu jesteśmy w stanie cokolwiek zobaczyć. I może finał zrobiłby na mnie jakiekolwiek wrażenie, ale byłem tak wynudzony i zmęczony, że przyjąłem go bez mrugnięcia okiem.

"Wzgórza mają oczy" zmarnowało swój potencjał. Od początku bił z niego klimat i urok, ale zabrakło scenariusza, który by to wykorzystał. To mógł być przyjemny, na swój sposób oryginalny horror klasy B, a wyszła męcząca bieganina w ciemnościach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz