Student Choma, wraz z dwójką przyjaciół błądzą w drodze z uczelni. Szukają schronienia w domostwie pewnej starej babki. Miejsca jest mało, więc każdy musi spać w innym miejscu. Chomie przypada nocleg w stodole, gdzie staruszka zaczyna się do chłopaka zalecać, po czym objawia, że jest wiedźmą. Łapie go i lecą gdzieś hen daleko, aż spadają na ziemię i Choma postanawia staruszce wybić igraszki z Diabłem z głowy... kawałkiem gałęzi.

Film Kropachyova i Yershova jest wierną adaptacją opowiadania Nikolaja Gogola o tym samym tytule.
"Wij" na wstępie urzeka atmosferą słowiańskich wsi i wierzeń. Te domki ze słomianymi dachami, te pałętające się wszędzie świnki, kózki, krówki - nikt w Holllywood nie byłby w stanie nakręcić takiego filmu.
Na uznanie zasługuje scenografia, zdjęcia i, nie oszukujmy się, efekty specjalne. Dziś mocno archaiczne, wciąż stanowią popis kreatywności twórców.
Nie jest to twór długi, jednak akcja pchana jest do przodu bardzo powoli. Nasz bohater, mimo uczęszczania do seminarium, człowiekiem świętym nie jest. Przeciwnie - to leniwy kombinator, który musi znaleźć w sobie odwagę, żeby stawić czoła piekielnym mocom. Mamy zatem kapłana, który wypędza złego ducha z ciała młodej dziewczyny... skojarzenia z "Egzorcystą" jak najbardziej trafne.

Choma nie boi się odczytywać modłów będąc zalanym w trupa. Gdy wiedźma lata w swojej trumnie i używa jej jako taranu by przełamać święty krąg, nasz bohater rzuca w nią butem.
Aktorsko film jest perfekcyjny. Leonid Kuravlyov, czy Nikolai Kutuzov w roli staruchy - genialni, za to Natalya Varley zgarnia miano najpiękniejszej wiedźmy srebrnego ekranu.
Byłem całym tym kiczem wprost oczarowany, przy okazji była to miła odskocznia od wszelkich produkcji amerykańskich lub włoskich.
Zacna recka milordzie... zacna recka ;)
OdpowiedzUsuńAch, dziękuję, dziękuję :3
Usuń