środa, 3 czerwca 2015

Contamination (1980) reż. Luigi Cozzi

Nikt zapewne z was nie wie kim u licha jest Luigi Cozzi, więc w duży skrócie - to włoski reżyser, któremu wydaje się, że umie robić dobre horrory. Czasem wychodzi z tego coś zabawnego, czasem wychodzi z tego takie "Contamination".

Do przystani w Nowym Jorku wpływa statek bez załogi. Na pokładzie policja odkrywa zielone, pulsujące jaja, które przy kontakcie wybuchają, wyrzucając z siebie zieloną substancję, która wsiąka w skórę tym samym zabijając ofiarę. Po długich badaniach wychodzi na jaw, że jaja są produkowane w Ameryce Południowej. - opis z filmwebu.

Film Cozziego to kino sci-fi niskich lotów. Jest to film kiepski, ale nawet nie na tyle by się z niego pośmiać. Bywają momenty absurdalnie przesadzone, ale zbyt mało, by ten całkiem długi seans przetrwać bez znudzenia.

Moje zobojętnienie na akcję nastąpiło, gdy uderzyła we mnie ilość zrzynek z różnych innych filmów. Same obce jaja wcale nie wyglądają jak te z "Obcego". Jak ktoś dostanie tym czymś co z nich wyłazi, to klatka piersiowa mu eksploduje. Nie pytajcie mnie nawet jak to działa...

Przez większość czasu wieje nudą, a cała podróż do Ameryki Południowej jest długa, męcząca... coś tam się niby na statku dzieje, ale zapewniam was, że pozostaniecie niewzruszeni.
Finał wypada może odrobinę lepiej, gdy widzimy to wielkie gumowe coś, które za tym wszystkim stoi.

Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że wiedziałem na co się piszę? Czemu się za to cholerstwo zabrałem? Cóż... swego czasu miałem hyzia na punkcie wszystkich soundtracków Goblinsów i ten film był na liście. I muzyka faktycznie jest przyjemna. To jedyny element, który jestem w stanie ocenić tu pozytywnie.
Odsłuchajcie soundtrack, film zostawcie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz