Dziś jest 11 czerwca a świat okrążyła smutna wieść o śmierci Christophera Lee. Był to wielki aktor i każdy na pewno znał go chociażby z "Władcy Pierścieni", czy "Gwiezdnych Wojen". Był to też jeden z najlepszych aktorów kina grozy, któremu zawdzięczamy najlepszy wizerunek Draculi w historii kina. Aby uczcić śmierć tej wspaniałej persony postanowiłem zrecenzować jeden z moich pierwszych filmów z jego udziałem i przy okazji jeden z moich pierwszych Hammerów po cyklu "Draculi".
Duc de Richleau i Rex Van Ryn zaniepokojeni dziwnym zachowaniem swojego przyjaciela odkrywają, że wplątał się on w satanistyczny kult, któremu przewodzi potężny czarnoksiężnik Mocata.
Hammer idzie wraz z panującym w latach 60tych trendem na kino okultystyczne, oczywiście wciąż w swoim wyjątkowym stylu. Christopher Lee wciela się w znającego się na okultyzmie de Richleau. Nie jest to rola szczególnie wyróżniająca się w dorobku tego aktora, ale widać tu popis umiejętności.
Na przeciw niemu staje Mocata, czyli Charles Gray... no wiecie, narrator z "Rocky Horror Picture Show". Ale jak to? Ten sympatyczny pan stoi na czele kultu Rogatego? Odpowiedź brzmi - tak i jest niesamowity. Nie tylko sama postać przykuwa uwagę, ale i sam aktor jest niezwykle demoniczny. Mocata to człowiek na pozór kulturalny, a który samą swoją obecnością jest w stanie każdego zahipnotyzować. To mocny czarny charakter.
Gdy film rusza to z impetem i nie zwalnia ani na minutę. Jedyną dłużyzną jest trochę przydługi pościg samochodowy. Poza tym, przechodzimy od sceny do sceny i cały czas coś się dzieje, aczkolwiek do niektórych scen dochodzi zbyt szybko.
Akcja dzieje się w czasach współczesnych, co nie przeszkodziło Fisherowi w wykorzystaniu pięknej scenografii. Klimat buduje także użycie w filmie różnorakich przesądów. Te w połączeniu z cieszącymi oko rytuałami tworzą niepowtarzalną atmosferę, może nie grozy, ale jest to coś przyjemnego co wciągnęło mnie całkowicie. Do tego dochodzi zabawa kiczem. Już nie mówię o efektach specjalnych. Widok Diabła, który wybucha, dostając krucyfiksem, jest naprawdę uroczy.
"The Devil Rides Out" to film pełen uroku. Nie jest to może coś na miarę "Dziecka Rosemary", ale jest to Hammer w najlepszym wydaniu, z cudownym klimatem i świetnymi aktorami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz