Po moim drugim filmie Rogera Vadima stwierdzam, że gość o wiele lepiej odnajduje się w melodramacie. Po zrobieniu małego researchu zauważyłem, że zaczynał właśnie od tego gatunku kina.
"Niebezpieczne związki, 1960" to film, który w jakiejś tam mierze jest adaptacją książki "Niebezpieczne związki", ale zgaduję, że film niewiele ma wspólnego z czymkolwiek, więc podszedłem do niego jako do filmu na własnych prawach.
Juliette i Valmont są dobranym małżeństwem. Prowadzą oni specyficzny tryb życia. Oboje jawnie przed sobą uwodzą kolejne osoby, zdają sobie z tego relacje, a potem owych kochanków porzucają. Zdarza się im niektórych nawet swatać ze sobą. Jest tylko jedna zasada - Nie wolno im się zakochać.
Juliette postanawia wyswatać swojego ostatniego kochanka, Courta, z kuzynką Valmonta. Ten, podczas urlopu w Szwajcarii ma dziewczynę zdeprawować. Sprawy komplikują się, gdy Valmont trafia na niewinną Marianne. Stara się ją uwieść - tak jak zawsze - lecz zakochuje się w niej.
Film Vadima uderzył we mnie głównie przez jego konstrukcję. Przez większość czasu oglądamy delikatny, słodki dramat ze sporą dawką romansu, co prowadzi nas do niesamowicie gorzkiego i tragicznego zakończenia. Dopiero wtedy widz zdaje sobie sprawę jaki film obejrzał i wszystko w mgnieniu oka się krystalizuje. Największy ładunek emocjonalny filmu tkwi właśnie w jego finale, aczkolwiek los Juliette wydaje mi się nieco absurdalny.
Oczywiście, nie działałoby to tak dobrze, gdyby nie postacie, a te są z krwi i kości. Od dawna nie widziałem żeby scenariusz i aktorzy współgrali ze sobą tak idealnie.
Gérard Philipe to jeden z najsympatyczniejszych łamaczy serc jakiego widziałem. Przemiana jego postaci jest bardzo subtelna i miejscami można w nią wątpić, głównie przez to, że facet jest cały czas uśmiechnięty i z lekkością podchodzi do wszystkiego.
Postaci Jeanne Moreau mogło być o wiele więcej. Juliette jest oddaną zasadom, zimną kobietą i szkoda, że nie mieliśmy okazji przyjrzeć się jej romansowaniu z facetami. Ale i tak to, co otrzymujemy robi wrażenie.
Na koniec pozostaje... jedyna przyczyna, dla której sięgnąłem po ten film. Annette Vadim jest ZJA-WI-SKO-WA. Nie spodziewałem się zobaczyć ją w takim wydaniu, poukładanej, niewinnej dziewczyny. Nie wiem czemu, ale widziałbym tą aktorkę w roli wampa.
Klimat lat 60tych jest tu wszechobecny. Czasy gdy nawet najbardziej okrutne kobiety miały klasę.
Przewijają się tu, chyba jazzowe utwory różnych twórców i jest to muzyka, po którą mam ochotę sięgnąć autonomicznie, więc należy zaliczyć ją na plus.
jednakże film Vadima zapamiętam na długo przez jego niesamowicie klimatyczne zdjęcia, podchodzące pod kino noir. Gdy jesteśmy w zamkniętej przestrzeni zawsze wszystko będzie skąpane w cieniach, a kolejne elementy scenografii będą wyłaniać się z ciemności. To jeden z tych filmów, które nie mogły by być oglądane inaczej niż w czerni i bieli. Tworzy to mroczną i niezwykle duszną atmosferę.
"Niebezpieczne związki, 1960" to film, który rekomenduję każdemu kto poszukuje filmu na powolny, przyjemny seans. Historię, mimo swojej treści i finału, śledzi się miło i z lekkością. Jest w tym filmie piękno i delikatność. To jedna z tych zapomnianych perełek, którym powinno się dać szansę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz