O "Graveyard Shift", albo o "Central Park Drifter" dowiedziałem się dzięki recenzji "RavensFilm Productions" na YT. Wątpię, że ktokolwiek z was też słyszał o tym filmie, zważywszy, że chyba nawet nie miał wydania na DVD. Do VHSRipu w sieci też dokopywałem się przez kilka dni, aż znalazłem tą jedną, jedyną stronę, na której się znajdował w miarę przyzwoitej jakości. I w pewnym stopniu było warto.
To notoryczna B-klasa w stylu typowym dla lat 80tych i z malutkim budżetem. Miasto nocą jest oświetlone neonami, a w ciemnym zaułku grupa gnojków zastrzeli cię bez wyraźnego powodu, no wiecie... Ameryka.
Za muzykę odpowiedzialny był Nicholas Pike i nigdy nie odżałuję, że jego soundtrack nie został nigdy wydany. Chwytliwa, klimatyczna muzyka na syntezatorze - coś co uwielbiam.
"Graveyard Shift" to film przepakowany zmysłowością i erotyką, zaserwowaną w artystyczny, oniryczny sposób. Szybki montaż scen, mocne, czerwone oświetlenie - może i wygląda to prosto, ale jak na niskobudżetówke i tak robi wrażenie. Nie, żeby montaż całego filmu był bez zarzutu. Jest kilka mocno widocznych zgrzytów.
Ale i tak wszystko to połączone ze sobą kreuje porządny klimat.
Choć strona audiowizualna jest imponująca, to fabuła sama w sobie nie jest już tak dobra. Romans sam w sobie jest przeciętny. Grająca główną bohaterkę Helen Papas wykreowała w miarę wiarygodną i żywotną postać. Ma ona osobowość, co warto pochwalić, bo wszyscy wiemy jak żeńskie postacie z reguły są pisane w horrorach. Michael Miranda (albo Silvio Oliviero, jak jest w czołówce) gra naszego krwiopijcę, Stevena i mimo że wygląda jak Chris Sarandon, to brakuje mu iskry. Nawiasem mówiąc, jego chyba obsypywali jakimś białym proszkiem. Gdy Steven czuł głód to cały bladł, nawet jego włosy robiły się białe. W niektórych scenach, z bliska wyglądało to tak, jakby ktoś go po prostu obsypał mąką, lub czymś podobnym. Nie za dobry make-up.
Po drodze mamy wszystkie kochanki Stevena i... nie do końca łapię jak to działa. Wątek te nie jest prawie wcale wyjaśniony, więc daruję sobie zagłębianie się w to. Za tym ciągnie się wątek policjantów, którzy sprzątają tylko zostawiony po wściekłych babach bałagan. Do tego dochodzi jeszcze mąż Michele, który będzie się starać ją z tego wszystkiego wyplątać.
Trochę bałagan.
Anyway, "Graveyard Shift" to solidny film. Nie mówię, że urwał mi tyłek, byłem nim z lekka zawiedziony, ale z drugiej strony ma on tak mocny klimat, świetną, ŚWIETNĄ muzykę, że wybaczyłem mu kiepskawą historię. A nawet jeśli już nic wam się w tym filmie nie spodoba to... zawsze pozostaje trójkącik - golizna, krew i morderstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz