Z tą wersją pierwszy raz styczność miałem właśnie dzisiaj. O filmie widziałem tyle, że nakręcony został przez gościa odpowiedzialnego za "Halloween 4" i, że Robert Englund obsadza rolę Upiora. Na początku myślałem, że będzie to jakaś B-klasowa slasherowa sztampa ze znanym nazwiskiem na doczepkę. Zaskakująco tak... nie było.
Zaczynamy w czasach współczesnych. Christine Day występuje na Broadway`u. Podczas przesłuchania śpiewa "Don Juana triumfującego", autorstwa niejakiego Erica Destlera. Muzyka przenosi ją do XIX wieku, gdzie Destler żył. Mężczyzna zawarł pakt z Diabłem. Jego muzyka będzie uwielbiana. W zamian, Diabeł zabrał sobie jego twarz.
Ku mojemu zdumieniu, film wypadł naprawdę solidnie. Scenografie miejscami robią wrażenie, muzyka, zdjęcia... wszystko to nadaje filmowi całkiem niezłego klimatu, cieszy oczy, czuć tu jakiś powiew świeżości, aczkolwiek zalatuje tu mocno kiczem niszowych horrorów lat 80tych.
Samo to, że zaczynamy w czasach współczesnych może być trochę mylące. Do tego dochodzi, miejscami absurdalne gore, w stylu wyrywania serca, i tak dalej.
Gwiazdą filmu jest Robert Englund i obawiałem się, że będzie on powtarzać rolę Freddy'ego Kruegera. Wszystko na to wskazywało. Desing Erica, jego nadnaturalne zdolności... ale nie bójcie się, wcale tak nie jest. Upiór Endglunda jest szalony, niepokojący i tajemniczy, a sam aktor ma cholernie klimatyczny głos.
Tutaj jeszcze dwie kwestie.
Pierwsza - motyw zaprzedania duszy diabłu jest typowo Faustowski. Nie wiem, czy zauważyliście, ale opera "Faust" pojawia się w niemym klasyki z Chaneyem i zapewne też w samej powieści. Korzystał z niego też "Upiór z Raju" De Palmy, więc... albo twórcy tego filmu zrobili nawiązanie, albo zainspirowali się w/w musicalem.
Druga - Jest to pierwsza adaptacja, w której Eric nie nosi maski. Drugą jest wersja Dario Argentego.
Podsumowując, film się sprawdza. Jest kiczowaty i to miejscami razi, ale jest solidną rozrywką z klimatem i ładną muzyką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz