wtorek, 9 lutego 2016

Dom Draculi (1945) reż. Erle C. Kenton

Rok po wyjściu "Domu Frankensteina", który zarobił dużo kasy, postanowiono usadzić Kentona raz kolejny na stołku reżysera, by ten absurdalny film uczynił jeszcze bardziej absurdalnym. Żeby nie było - ja kocham "Dom Draculi". Od dawna nie widziałem czegoś tak niedorzecznego.

Ten film NIBY kontynuuje wątki z "Domu Frankensteina". Tym razem, do niejakiego doktora Edelmana przychodzi najpierw Dracula by wyleczyć się ze swojego wampiryzmu (!?). Przychodzi też Larry Talbot... który żyje (!?) i chce umrzeć. Ten to ma pecha. No cóż - Dziury fabularnej jeszcze nikt nie pokonał. Edelman znajduje też w podziemnej jaskini zakopanego w mule potwora Glenna Strange'a. Musiało to być bardzo żywotne bagno bo przeniosło go aż do jaskini gdzieś daleko, daleko od miejsca akcji poprzedniego filmu.

Sam doktor Edelman to cudowna postać .Według niego wampiryzm to choroba psychiczna zmieniająca organizm chorego... a wilkołactwo Larry'ego jest spowodowane tym, że jego mózg ma za ciasno w czaszce i to sprawia, że pod wpływem wzrostu liczby hormonów przechodzi on fizyczną przemianę. Wybaczcie wulgaryzm ale ... Oooo, kurwa.

Konieczna jest operacja mózgu. Pamiętacie jak doktor Niemann z "Domu Frankensteina" obiecywał Talbotowi nowy mózg? Cóż.. Edelman obiecuje mu operację. A najbardziej przeraża fakt, że mu się to udaje.

Wiecie co jest najlepsze? Scenarzysta Edward T. Lowe Jr. dostał za scenariusz nominowany do nagrody Hugo. No, za wypisywanie takich absurdów należy się cholerny Oscar co najmniej.

Pod względem interakcji między postaciami NIC nie zmieniło się od poprzedniego filmu. Jedyne co, to Potwór Frankensteina został zmarginalizowany jeszcze bardziej. Tak, dało się.
Lon Jr. jeszcze stara się nadać postaci Talbota choć odrobinę godności, chociaż ten fiksuje do reszty. W ciągu 4 lat i 3 filmów ta postać stała się parodia samego siebie.

Jedyne co ciągnie ten film w górę to znowu John Carradine, który dostał o wiele więcej czasu, żeby się wykazać. I trzeba przyznać - jako wampir jest świetny. Jest czarujący, jest tajemniczy, ma mroczny, hipnotyzujący głos i oczy dobrze wypadające na zbliżeniach. Godnie zastąpił Lugosiego.

Nie uwierzycie zapewne ale, to kuriozum ogląda się niesłychanie przyjemnie. Znowu - piękne zdjęcia i ten sam lekki, miły klimat rodem z "Ducha Frankensteina".
Film dałby okazję do konfrontacji wilkołaka z Draculą, ale strzela sobie w kolano bo przedtem ma miejsce wspomniana operacja mózgu. A zatem, znów mamy rozczarowanie. Dokładnie takie samo.

Mimo wszystko - ten film jest kochany. To jest już coś co śmiało można już nazwać tak złym, że aż dobrym. To ślicznie wyglądające kuriozum z dobrą postacią wampira. Dał mi mnóstwo frajdy.
Aha, mamy tu pielęgniarkę - garbusa. Bo wiecie, 5 potworów w jednym filmie.
Poważnie, idźcie oglądać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz