wtorek, 9 lutego 2016

Hellraiser: Hellworld.com (2005) reż. Rick Bota

Udało nam się! Zabrnęliśmy do samego końca! I wiecie co nas czeka? Gówno!
Zaskoczeni? Nie powinniście się tak czuć. Czego można się spodziewać po ostatniej części długiego cyklu horroru?
"Hellraiser: Hellworld.com" powstawał w tym samym czasie co "Hellraiser: Deader". Oba filmy zostały chyba też wydane w tym samym czasie. Cóż za pazerność!
I tak, ten film jest o wiele gorszy, a to dzięki Joelowi Soissonowi, producentowi z Dimension Studios. Facet ma niebywały talent, niemal każdy film, do którego przyłożył łapy był katastrofą. Mowa tu o "Koszmarze z ulicy Wiązów 2", "Highlander: Endgame" (do którego także pisał scenariusz), oraz sequelach trylogii "Draculi 2000".

W "Hellworld.com" grupa nastolatków ma obsesję na punkcie pewnej gry, która została zainspirowana własnie Cenobitami i kostką Lemerchanta i należy to rozumieć dosłownie.
Zapewne teraz zadajecie sobie pytanie "JAK!?", ale nie bójcie się, będziecie je sobie zadawać bardzo często.
Sielanka trwa dopóki jeden z grupki nastolatków nie popełnia samobójstwa. Trzy lata później wszyscy zostają zaproszeni na imprezę dla fanów owej gry, która ma odbyć się w wielkiej starej posiadłości uchodzącej za nawiedzoną.

Krótko mówiąc, "Hellworld.com" jest kolejnym horrorem o grupie wkurzających nastolatków, którzy trafiają do nawiedzonego domu i dziwne gówno zaczyna ich zabijać.
Najpierw nasz światopogląd zostaje wywrócony do góry nogami, a potem dostajemy, bądź co bądź, sztampową fabułkę z postaciami, które mamy głęboko w dupie. Żaden poprzedni "Hellraiser" nie osiągnął takiego fabularnego dna.

Doceniam kilka klimatycznych scen, ale to tylko momenty.
Dostajemy wielki TWIST na koniec, który wywraca wszystko do góry nogami... no i wywraca wszystko do góry nogami... i zostawia nas z wielki "What the Fuck!?"... ale jak się nad nim troszkę dłużej zastanowimy to dojdziemy do wniosku, że to bardzo głupi TWIST.

Dziw bierze, że do tej pierdółki udało się zatrudnić Lance'a Henriksena.
Ciekawostka - gra tutaj młody Henry Cavill.

A gdzie w tym wszystkim jest Pinhead?
Cóż, poprzednim razem nie było go zbyt wiele, ale jakiś udział w całej historii jednak miał. w "Hellworld.com" nie bierze on żadnego udziału we właściwej akcji, pojawia się na końcu przywołany przypadkowo i zabija naszego bad-guya... i to wszystko.

"Hellriaser: Hellworld.com" jest bezwartościowym filmem i najsłabszym jaki się w tej serii ukazał. Nie jest on jednak jakoś obraźliwie zły. To sztampowa historyjka, solidnie zrealizowana, która z "Hellraiserem" nie ma praktycznie nic wspólnego.
Nie lubię i nie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz