Na "Uśpionych" trafiłem na
jednym z maratonów filmów grozy. Dużo złego o tym filmie słyszałem, nawet moja
znajoma odradzała mi ten film. Tak więc, nie miałem wobec niego żadnych
oczekiwań. Zobaczywszy nazwę wytwórni Hammer w napisach początkowych zrobiłem się
pełen nadziei. W latach 50-70 kręcili niesamowite gotyckie horrory, a i po
wznowieniu działalności kilka lat temu wciąż wydawali całkiem niezłe filmy.
Film opowiada o profesorze, który z
grupka studentów usiłuje dowieść iż wszelkie zjawiska paranormalne są
spowodowane tylko i wyłącznie przez psychokinezę. W tym celu badają oni pewna
dziewczynę ze szpitala psychiatrycznego.
Zapewne myślicie sobie, że to jedna z
najgłupszych fabuł jakie mogą powstać, i tak, macie rację... ale do tego
jeszcze dojdziemy.
Gdy zobaczyłem, że akcja filmu dzieje się
w latach 70tych, poczułem się jak w domu. Kostiumy, gotyckie, brudne,
poniszczone zamczysko (może nie do końca, ale blisko), archetyp szalonego
naukowca. Miodzio. A to jeszcze nie było wszystko. Jest dużo wstawek kiedy to
główny bohater kameruje wszystko co się dzieje i te kadry wyglądają ... cóż,
staro. Jasne, takie dokumentalizowanie
filmu jest już sztampą, ale zrobiony z tym coś ciekawego.
Relacje między postaciami, w pewnym
stopniu są ciekawe. Większość z nich opiera się według mnie na jakiś
frustracjach. Jasne jest odrzucanym dzieckiem i robi wszystko by zadowolić
naszego szalonego doktorka. Jest jeszcze ta blondynka, która stara się zwrócić
na siebie uwagę... ale to jest wyjątkowo irytująca postać w tym filmie. Reszta
jest w gruncie rzeczy bezbarwna. Aktorzy radzą sobie całkiem nieźle, za wyjątkiem
Olivii Cooke, ale to już nie jej wina. Kazano jej grać pozbawione emocji,
irytujące emo.
Choć mamy fajne zarysy tych relacji to
scenariusz nic z tym tak w gruncie rzeczy nie robi. Od tak rzuca tym tu czy tam
i nic z tego nie wynika.
W dodatku film nadużywa straszaków. Nie
dość, że są głośne jak jasna cholera i kamera przy tym musi się miotać jak
cholera, to jeszcze irytujące, bo wyskakują w chwilach, gdy widz usiłuje skupić
się na tym co się dzieje.
Film można winić za wiele rzeczy, jednak
dla mnie ma on wartość sentymentalną, bo jest taką szaloną B-klasą w stylu lat
70-tych. "Legend of HellHouse", "Curse of Crimson Altair",
adaptacje Lovecrafta z lat 60-70 były głupawymi filmami pełnymi nawiedzonych
domów, okultyzmu i pseudonaukowego bełkotu i... "Uśpieni" oddają duch
tych filmów w sposób perfekcyjny. Zarówno te dobre rzeczy, jak i te totalnie
beznadziejne.
Przez cały czas czuć, że to jest B i tym
samym nie brałem filmu 100% na serio. Film skrywa też całkiem ciekawą
tajemnicę, która też kupiła mnie całkowicie, a i końcówka według mnie jest
całkiem creepy. Mam tu na myśli to co stało się z głównym bohaterem.
To film, który spodoba się jedynie fanom
gatunku. Jeśli ktoś lubi olschoolowe, wariackie B z lat 70-tych, to poczuje się
jak w niebie, bo mamy tu praktycznie wszystko. Specyfika horrorów z tamtego
okresu polega na tym, że wiele z nich było po prostu absurdalnych i
kiczowatych, a co za tym idzie, szybko się postarzały.
Może to ja trochę przesadzam. Może po prostu
byłem już tak spragniony czegoś zrobionego w starym stylu, że łyknąłem to co mi
się nawinęło, ale to i tak krok w dobrym kierunku i mam nadzieję na więcej
takich filmów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz