Naprawdę chciałem żeby ten film był dobry, no ale niestety... nie da się ciągle zachwalać. "As kier" to naprawdę dziwny film. Dziwny, bo ma całkiem ciekawy koncept i bardzo szybko zamienia go w ciąg idiotyzmów.
Poznajemy pewne towarzystwo. Nie wiemy kim są, ani jaki jest ich cel. Zasiadają w nim przyjaciele - Pan Forest i Pan Farallone. Szpiegowali oni pewnego bogatego mężczyznę, by ocenić czy zasługuje on by żyć. Facet chyba był strasznie zły bo wydają na niego wyrok śmierci. Chyba, bo o nim też gówno wiemy.
Ta tajemniczość jest zabiegiem specyficznym, ale dającym całości całkiem niezłego suspensu. Na pewno jest to coś godnego uwagi.
Farallone i Forest są zakochani w dziewczynie, Lilith, która przeprowadza losowanie, kto ma dokonać zabójstwa. Rozdaje karty, i ten kto dostanie Asa Kier, ten zostanie zabójcą. Trafia na Foresta. Do tego, Lilith twierdzi, ze jest tak oddana sprawie, że jest gotowa się z nim ożenić, jeśliby to miało dodać mu odwagi. To wszystko razem doprowadza Farallona do załamania.
I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że od tego momentu film zaczyna scena po scenie przeczyć sam sobie. Lilith mówi, że żyje tylko dla sprawy, a dzień po ślubie jest wielce zakochana i nie chce by Forest ryzykował swoim życiem. W ogóle postacie zmieniają zdanie co chwila. Twórcy idą z tym tak daleko, że zakończenie samo w sobie jest już jednym wielkim nieporozumieniem.
Do tego sceny ciągną się w nieskończoność. Dostajemy jedno z najdłuższych i najbardziej przegiętych wyznań miłosnych, masę patetycznych tekstów no i to przeciągane do bólu zakończenie.
Gdyby nie klimat, to pewnie bym tego filmu nie przetrwał. Jak już wspomniałem, pomysł był całkiem ciekawy i rzecz miała swój specyficzny klimat. Chaney, w roli Farallona, przynajmniej na początku, świetnie kreuje odrzuconego kochanka, uwydatniając cały ból swojej postaci.
Nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz