Dokumentalizowane horrory stały się ostatnimi czasy bardzo popularne. Skąd jednak ta konwencja się wzięła? A no narodziła się ona już w epoce kina niemego, a jej twórcą był Benjamin Christensen.
"Haxan" swoją narracją przypomina wykład. Rozpoczyna się od pokazania jak kształtowały się wierzenia ludzi na przestrzeni wieków, na przykładzie wyobrażenia o wszechświecie.
Później zatrzymujemy się w średniowieczu i film opowiada nam o tytułowych czarownicach, jak wyglądały sabaty i tak dalej. Jest to przedstawienie bardzo szczegółowe, przez co widza nie może nie uderzyć płynący z nich absurd. Najbardziej w pamięć zapadło mi całowanie diabelskich zadów. Genialne!
Christensen między kolejnymi opisami prezentuje widzom obrazy, ryciny i modele, aby później zebrać wszystko do kupy w segmentach fabularnych.
Następnym naszym przystankiem jest proces przeciwko starszej pani, która została posądzona o bycie wiedźmą. Widzimy powierzchowność duchownych, którzy chętniej uwierzą młodej, pięknej kobiecie, aniżeli biednej staruszce.
Później, zaprezentowane nam zostają narzędzia tortur, które służyły do wymuszania zeznań i przyznania się do winy, z małą demonstracją ich działania. Nie ukrywam, zapiera to dech w piersiach.
Sami duchowni pokazani są tutaj jako bezduszni hipokryci, którzy szerzą paranoję nie tylko pośród ludzi, ale i między sobą, i którzy palili na stosie nie tyle czarownice i opętane, a jedynie chore psychicznie kobiety. Na koniec dostajemy współczesny przypadek histerii i kleptomanii jako ukoronowanie całości.
Nic dziwnego, że film poszedł pod cenzurę. Przedstawiane nam ryciny i obrazy pełne są drastycznych scen i nagości. To samo można też powiedzieć o segmentach fabularnych.
One same zasługują na uznanie. Zdjęcia są piękne, charakteryzacje diabłów imponujące, a i film nie boi się naturalizmu. Klimatu nie można tym segmentom odmówić.
Jasne, niektórych może śmieszyć wizerunek diabła, latającego z wywalonym językiem, ale takie kiczowate i naiwne elementy są uzasadnione. Nie tylko to oryginalna pozycja sama w sobie, ale i ciekawa lekcja historii, przy okazji wzór dla filmów o podobnej, atakującej średniowieczny Kościół, tematyce.
akurat lekcja historii to z tego filmu płynie niewielka, raczej powielanie bzdur na temat tego, jak to katolicy mordowali czarownice i generalnie krytyka inkwizycji. Tylko jak to jest że w krajach katolickich w procesach o czary na przestrzeni wieków zginęło około 4 tys. osób, podczas gdy w krajach protestanckich... ponad 30 tysięcy! Szczególnie na terenach Cesarstwa niemieckiego. Co ważne ta straszna katolicka inkwizycja nie działała przecież na terenach protestanckich. Mało tego - jedynie inwkizycja czyniła normalny proces - na terenie katolickiej europy miało miejsce około 17 tysięcy procesów, a skoro zginęło 4 tysiące osób, to jak duża ilość z nich musiała się skończyć uznaniem niewinności oskarżonej(oskarżonego) i jej uwolnieniem.
OdpowiedzUsuńMówiąc o lekcji historii miałem bardziej na myśli konwencję samego filmu, czyli paradokument. Co do reszty, nie będę się kłócić bo nie mam tak rozległej wiedzy na tem temat.
OdpowiedzUsuńNo dobrze, pod względem filmowym "Haxan" naprawdę robi wrażenie, zważywszy na czasy w jakich powstał
OdpowiedzUsuń