Historia i grupce ludzi, która trafia do niewłaściwego miejsca w niewłaściwym czasie, jest obecna w horrorze od zawsze i została już przewałkowana setki tysięcy razy. Niespodziewanie, Lon Chaney zagrał w pierwszej z nich.
Zaczynamy od zaginięcia pewnego mężczyzny. Policja z małego miasteczka znajduje miejsce wypadku i... nie znajduje żadnych tropów. Sprawą zainteresowany jest Johnny Goodlittle, typowa łamaga, która chce zostać detektywem. Jest on także zakochany w pięknej Betty, która obecnie jest z bogatym Amosem Ruggiem. Obaj panowie rywalizują ze sobą o względny pięknej dziewczyny i przypadek chce, że cała trójka trafia na miejsce poprzedniego wypadku. Stamtąd, trafiają do zakładu psychiatrycznego, opanowanego przez dziwne osobliwości, którym przewodzi tajemniczy dr. Ziska.
Oryginalnością fabuła nie grzeszy, jednakże sposób w jaki jest nam podana zdecydowanie mnie kupił.
"The Monster" bowiem to szalony komedio-horror, który oglądałem z rozdziawioną gębą. Johnny Arthur kreuje niezdarnego, ale sympatycznego bohatera, i to dzięki niemu duża część komedii działa. Chaney jako Herr Doktor to mistrzostwo. W takim wydaniu go jeszcze nie widziałem. To szalony naukowiec na miarę doktora Frankensteina, a jego podopieczni to parada dziwolągów, która potrafi wywołać ciarki. Właściwie to... ten archetyp szalonego naukowca narodził się właśnie tutaj. Były przedtem krótkometrażówki z Frankensteinem i Dr. Jekyllem, ale to właśnie tutaj, taki kompletny, najbardziej rozpoznawalny szalony naukowiec, którym później stanie się Henry Frankenstein w filmie Jamesa Whale'a, zostaje nam dostarczony przez Lona Chaneya.
Sam szpital to prawdziwy nawiedzony dom z masą tajemnych przejść i innych dziwów. Pierwszy nawiedzony dom w filmie pełnometrażowym warto dodać. Atmosfera rewelacyjna!
To B-klasowy film, ale przyjemny i zabawny jak cholera, w dodatku to taka mała lekcja historii. Widzimy bowiem narodziny dwóch najczęściej używanych horrorowych klisz.
Nie był to stracony czas, a czysta rozrywka z porządnym tajemniczym klimatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz