wtorek, 28 kwietnia 2015

Człowiek, który się śmieje (1928) reż. Paul Leni

Na zakończenie kwietnia niemych filmów zostawiłem "Człowieka, który się śmieje" Paula Leniego.

Gwynplaine jest synem Lorda Clancharlie, rewolucjonisty. Z rozkazu króla zostaje mu wyryty na twarzy olbrzymi uśmiech, w ramach zemsty na swoim wrogu. Lord umiera, a Gwynplaine wraz z niewidomą Deą trafiają pod opiekę filozofa Ursusa. Razem z grupą klaunów występują na jarmarku.
Podczas jednego z występów dostrzega go księżna Josiana i postanawia zabawić się jego kosztem. Wszystko się jednak komplikuje gdy wychodzi na jaw, że Gwynplaine jest prawowitym dziedzicem majątku księżnej.

Jest to druga adaptacja powieści Victora Hugo (pierwszą był "Dzwonnik z Notre Damme") od wytwórni Universal. Mimo iż Leni zatrudnił do głównej roli Conrada Veidta, tak sam film z niemieckim ekspresjonizmem niewiele ma wspólnego. Reżyser postanowił pójść bardziej w kierunku szalonego, depresyjnego mroku, którym później operować będzie także James Whale.

Veidt chyba odegrał najtrudniejszą rolę w swojej karierze. Musiał pokazać gniew i smutek, cały czas jednak szczerząc się do kamery. I niech mnie, udało mu się. Emocje, które ukazuje są jeszcze bardziej spotęgowane przez jego ciągłą walkę z niechcianym uśmiechem. Jest w tym także coś surrealistycznego. Mieszanka, która zostaje w pamięci na długo.
Nie ustępuje mu  Brandon Hurst w roli zepsutego Barkilpherdo. Wszyscy aktorzy dali z siebie wszystko. Oto przykład świetnej reżyserii.

Otrzymujemy mroczny dramat historyczny, uderzający w temat ludzkiej godności. Gwynplaine zaczyna jako sierota, zostaje zdeformowany przez cyganów i musi pracować jako klaun. Zmaga się z pogardą do samego siebie, a gdy udaje mu się ją pokonać dzięki Dei, zostaje on wykpiony, całkowicie uprzedmiotowiony, aby na końcu stanąć do walki o godność i wolność istoty ludzkiej.

Film stanowi kolaż mroku, przygnębienia i intrygi. To klasyk, który po dziś dzień potrafi mocno chwycić za serce. Można powiedzieć, że to jeden z tych filmów, których już się nie robi.
No i, rzecz jasna, Gwynplaine był bezpośrednią inspiracją dla Jokera z "Batmana".



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz