poniedziałek, 6 kwietnia 2015

A był on głupcem (1915) reż. Frank Powell

Wamp to kobieta demoniczna, wyrachowana, uwodzicielska, która każdego, najbardziej świętego mężczyznę jest w stanie doprowadzić do upadku. Tego wizerunku famme fatale nie byłoby, gdyby nie Theda Bara i omawiany przeze mnie film.

Poznajemy nowojorskiego dyplomatę, Johna Schuylera, przykładnego ojca i męża. Sielankowe życie zmienia się, kiedy podczas wyjazdy służbowego spotyka ją...
Ulega tajemniczej uwodzicielce i porzuca swoje dotychczasowe życie, co nie kończy się dla niego zbyt dobrze. Popada w alkoholizm i traci w oczach wszystkich, gdyż jawnie zdradza swoją żonę.

Film ma już dokładnie 100 lat i trzyma się lepiej niż można by przypuszczać. Nadal potrafi wzruszyć kilkoma scenami, choć, z perspektywy czasu to bardzo prosta i już wyblakła historia. Ale broni się.
Oglądanie mężczyzny, który jest tak omotany przez kobietę i osiąga mentalne dno dna było i na zawsze pozostanie gorzkim doświadczeniem.

Żałość głównego bohatera potęguje także przeplatane w filmie sceny z życia codziennego jego rodziny. Film naprawdę stara się nam te wszystkie postacie przybliżyć. Na samym początku dostajemy po pysku masą informacji, kto jest kim i jak się nazywa... ale wątpię, by ktoś tak szybko dał radę to wszystko zapamiętać. Może nie udaje się to w stu procentach, ale zabieg ciekawy.

Theda Bara po tym filmie stała się pierwszym symbolem seksu w Hollywood i
sprawiła, że wszyscy dostali manii na punkcie złych uwodzicielek. I w sumie... nie ma się co dziwić. Piękna, demoniczna i zła i nie można od niej oderwać wzroku. Jej bohaterka nie posiada nawet jako takiego imienia. Film nazywa ją raz Wampirem... i tyle.

Mając cały wiek na karku, wciąż posiada mocny ładunek emocjonalny a postać bezimiennej uwodzicielki na pewno każdemu zapadnie w pamięć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz