niedziela, 12 kwietnia 2015

Gabinet Figur Woskowych (1924) reż. Paul Leni

Nie każdy klasyk musi być dobry. "Gabinet Figur Woskowych" Paula Leniego popełnił największą możliwa zbrodnię i zerżnął swoje dwa główne elementy z dwóch innych filmów.
Stara się zastosować odrealnioną stylistykę, jak "Gabinet doktora Caligari", oraz jest nowelą filmową jak "Zmęczona Śmierć".

Poznajemy poetę, który ma napisać historię do trzech figur woskowych - Tym samym dostajemy trzy historie, w których poeta i towarzysząca mu dziewczyna będą odgrywać poszczególne role. Dokładnie tak samo jak główna bohaterka w filmie Langa.

Pierwsza historia opowiada o piekarzu z Bagdadu, który postanawia zdobyć dla swojej żony pierścień życzeń od Kalifa. Ta historia jest potwornie nużąca. Kompletnie mnie nie wciągnęła i wymęczyła. Kalifa gra tutaj sam wielki Emil Jennings, ale wcale to nie pomaga. Odrealnione scenografie zdają się być kompletnie bez pomysłu i wepchnięte na siłę. Banalna historia, świetny aktor, który nie daje z siebie wszystkiego i stylistyka na odwal się - te wszystkie elementy dają nam jakieś 25 minut nijakości i nudy. Nic tu do siebie nie pasuje.

Druga historia jest o Ivanie Groźnym, który popada w paranoję, bojąc się o własne życie. Główną rolę gra tutaj Conrad Veidt i jest to najlepsza kreacja całego filmu. Zresztą, sam jego wygląd jest genialny. Ta nowelka jest nieco lepsza. Historia jest rozwleczona i mało angażująca, to fakt, ale przynajmniej ma całkiem solidne zakończenie i dysponuje mrocznym klimatem. Nawet scenografia wygląda tu całkiem całkiem. Dzięki temu i roli Veidta, historia Ivana groźnego staje się chociaż znośna.
Obie wyżej wymienione historie mają to do siebie, że się ciągną niemiłosiernie. Zajmują one ponad 3/4 całości, przez co ostatnia jest upchnięta na ostatnie 5 minut seansu. Werner Krauss ma zagrać Kubę Rozpruwacza i film kompletnie nie wykorzystuje potencjału jakim dysponuje.
Naszemu Poecie się przysypia i śni mu się, że jego i dziewczynę ściga Rozpruwacz. Kraussowi nie daje się tu nic praktycznie zagrać, a montaż tego pościgu to jeden wielki bajzel, w którym ledwo co widać, bo obrazy nakładają się na siebie. Ten segment jest największym rozczarowaniem całego filmu.

Już pomijając brak oryginalności ze strony Leniego, film nie oferuje nam absolutnie żadnej rozrywki. Każdej z historyjek brakuje iskry, napięcia, czegokolwiek co by zatrzymało widza przed ekranem. Aktorska śmietanka ekspresjonizmu mogłaby być na plus, gdyby nie to, że tylko Veidtowi dane było zagrać jakąś porządną rolę.
Nie chcę mówić, że film jest całkiem do dupy, bo pomysł na Kubę Rozpruwacza, czy niektóre elementy z opowieści i Ivanie mi się podobały... ale jednak jest to tak nudne dzieło, że lepiej sobie darować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz