sobota, 4 kwietnia 2015

Doktor Mabuse (1922) reż. Fritz Lang

Rok po swojej poetyckiej "Zmęczonej Śmierci", Fritz Lang robi obrót o 180 stopni i postanawia nakręcić kryminał. Do "Doktora Mabuse" podchodziłem jak pies do jeża. Przyczyną tego był czas trwania, czyli bite 4 godziny. Jetem świeżo po seansie i stwierdzam, że nie tylko nie było się czego obawiać, ale i jest to jeden z najlepszych filmów gangsterskich jakie miałem przyjemność zobaczyć.

Tytułowy doktor to geniusz zbrodni, hazardzista, hipnotyzer i bezwzględny "władca marionetek". Stale zmienia swój wizerunek i za pomocą siły woli zmusza graczy w karty do przegrywania. To wręcz przestępca doskonały. Może wyglądać jak tylko zechce i zmusić cię do wszystkiego jednym spojrzeniem. Jego ludzie przenikną wszędzie, a on sam zawsze jest o krok przed swoimi przeciwnikami.
Przeciwko niemu stanie prokurator Norbert von Wenck i to właśnie starcie tej dwójki będziemy obserwować w tej dwuczęściowej opowieści.

Lang potrafi tworzyć monumentalne filmy i w przypadku "Doktora..." widać to doskonale. Plany są ogromne. Wnętrze giełdy, kasyno, posiadłość hrabiego Tolda i wiele innych, wszystkie wywołują opad szczęki, oczywiście utrzymane są w duchu niemieckiego ekspresjonizmu.

Zastanawiam się ile Lang musiał się wykosztować na ten film. Poza świetną strona realizacyjną, zgromadził tutaj aktorska śmietankę. Rudolf Klein-Rogge w roli Mabusego to czysta poezja, choć zdarza mu się przeszarżować. Przeciwko niemu staje bezbłędny Bernhard Goetzke znany już ze "Zmęczonej Śmierci", tworząc naprawdę mocną kreację.
Na dalszym planie mamy znanego z Munauowskiego "Fantoma" i późniejszego "Metropolis" Alfreda Abela i cudowną Gertrude Welcker, która w tym filmie miażdży stereotyp brzydkiej Niemki. Jest przepiękna.
Obawiałem się, że ten film będzie mi się ciągnął i mnie wymęczy, ale na szczęście tak nie było. Przeciwnie, film te 4 godziny wykorzystuje doskonale i potrafi po mistrzowsku trzymać w napięciu. Z zaciekawieniem oglądało się śledztwo van Wencka i to, jak nasz geniusz zła robił go ciągle na szaro. Ekspresjonistyczna scenografia idealnie współgra z klaustrofobiczną Atmosferą całości.

Film zwalniał czasami okropnie, kilka scen było rozwleczonych i końcówka była ostro przesadzona, ale mimo to, te 4 godziny pochłania się z zaciekawieniem. To wzór dla późniejszych filmów sensacyjnych i świetnie skrojony film sam w sobie. Lang pokazał swój filmowy geniusz i to właśnie z takimi filmami powinien być kojarzony, a nie z ... yyych, "Metropolis".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz