czwartek, 4 czerwca 2015

Nosferatu Wampir (1979) reż. Werner Herzog

Każdy z nas zna chociaż jeden film, który mógłby nazwać synonimem słowa "piękno". "Nosferatu" Wernera Herzoga to jeden z tych filmów, przy okazji jeden z najlepszych remake'ów w historii kina.

Fabuła w porównaniu do niemego pierwowzoru pozostaje niezmieniona, za wyjątkiem imion głównych bohaterów. Powracamy bowiem do tych z powieści Brama Stokera, co jest dla mnie lekkim zawodem, bo zwykłem ten wizerunek wampirycznego hrabiego nazywać Orlockiem, a nie Draculą.

Herzog w swoim remake'u nie tyle przerabia dzieło Murnaua, co zwyczajnie odkrywa je na nowo. Ekspresjonizm pierwowzoru jest tutaj nie tylko obecny, ale i spotęgowany. Każda klatka filmu jest przesiąknięta onirycznym, pochłaniającym widza mrokiem. Sceny bardzo powoli zmierzają do swojego celu, bombardując widza ponurą szarością i niesamowicie zarysowanymi cieniami. To jeden z tych filmów, gdzie sama ciemność służy za scenografię.
Zamek Draculi jest miejscem, z którego nie można uciec. Wszelkie próby są równie beznadziejne, jak melodia uczącego się grać na skrzypcach chłopca. Skoro przy tym jesteśmy to wiele filmów buduje swój klimat głównie poprzez muzykę. W "Nosferatu" buduje go cisza i wszystkie mącące ja odgłosy. Uderzenia zegara, wycie wilków, wiatr, rozmaite trzaski sprawiają, że atmosfera staje się niezręczna i nieprzewidywalna. Niektóre sceny swoim mrokiem podchodzą już pod surrealizm.
Czas teraz na danie główne, czyli na Klausa Kinskiego w roli Draculi. W scenie, w której przyjmuje on Johnatana do siebie, czuć, że jest on jak tykająca bomba zegarowa. Jego niepokojący wygląd i ekscentryczne zachowanie, wraz z wyżej wymienionymi odgłosami skłaniają widza do niecierpliwego oczekiwania na wybuch.
Jednak Dracula w filmie Herzoga wcale nie ma być przerażający. Ma on być postacią przerysowaną, tragiczną i żałosną. Przez całe długie, samotne życie pragnął tylko jednego - bliskości kobiety. Poza tym, postaci Kinskiego bliżej jest do człowieka, aniżeli do potwora jakim był Max Schreck. Widzimy go niosącego swoją trumnę, biegnącego przez miasto, uciekającego przed wiszącym krucyfiksem, i tak dalej.

Jak na dobry remake przystało, mamy tutaj kilka subtelnych nawiązań do oryginału. Baa, Herzog z Kinskim wręcz starają się odtworzyć pewne ikoniczne kadry z dzieła Murnaua, jak na przykład Nosferatu snujący się po okręcie.
Renfield jest tak samo przerysowany jak Knock, a aktorstwo i kwestie bohaterów pozostają teatralne i poetyckie.

Nie ma tu już zbytnio sensu rozwodzić się nad tym filmem. Tego się nie ogląda. To się doświadcza. Nie będzie to łatwy seans, ale gdy się wciągniecie, to zapewniam, że wiele scen pozostanie wam w pamięci na długi, długi czas. Film Herzoga pokazuje, że nie tylko można robić remake z klasą, ale i pobić pierwowzór pod prawie każdym względem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz