niedziela, 28 czerwca 2015

Wampir (1932) reż. Carl Theodor Dreyer

Kino wampiryczne często stosowało atmosferę sennego koszmaru. Robił to już F. M. Murnau w swoim "Nosferatu". Na "Wampira" trafiłem przypadkiem, poszukując wszelkich horrorów od wczesnych lat 30stych do końca lat 40stych. Carl Theodor Dreyer jest mi reżyserem zupełnie obcym, a jego dzieło, choć trochę nierówne, pozostanie mi w pamięci na długie lata.

Głównym bohaterem jest Allan Grey (ale nie ma on nic wspólnego z TYM Greyem, dzięki Bogu). Podczas jednych ze swoich wędrówkę trafia do zajazdu, nieopodal pewnej wioski. Od tamtego momentu staje się on świadkiem przeróżnych dziwnych wydarzeń.

"Wampir" to jeden z tych filmów, które mógłbym nazwać ekranizacją sennego koszmaru. Dreyer poszedł ciekawą drogą, gdyż swój film uczynił w połowie niemym. Wciąż obecne są plansze tekstowe,a udźwiękowienie filmu jest bardzo ubogie. Dialogi bywają słabo słyszalne, a czasem nawet im towarzyszą plansze tekstowe.

Atmosfera mroku przepełnia każdy kadr. To jeden z tych filmów, który mimo 80lat na karku wciąż potrafi wywołać ciarki u widza. Od prostych obrazów, takich jak mężczyzna z kosą, szyld zajazdu, wszelkiego rodzaju czaszki, czy nawet ten dziwnie wyglądający marynarz, po całe sceny - tańczące cienie duchów, scena pochowania żywcem - film wygląda ponuro i niepokojąco, a do tego jest mistrzowsko sfotografowany.

Nasz bohater, z aparycją podobną do H. P. Lovecrafta, jest tutaj w dużej mierze tylko obserwatorem, który ma niewielki, albo żaden wpływ na kolejne wydarzenia. Sama stara wampirzyca jest tutaj postacią przemykającą w tle.

Do tego dochodzi motyw z czytaniem książki, podczas którego kolejne plansze tekstowe opowiadać nam będą o zwyczajach wampirów. Może i nie wydaje się to na pierwszy rzut oka emocjonujące, ale dodaje jeszcze bardziej klimatu.

Film ma jednak pewien zasadniczy problem, a mianowicie śladowe ilości fabuły. Gdzieś przez połowę całość ogląda się z zaciekawieniem, a kolejne oniryczne wizje robią wrażenie, ale im dalej brniemy, tym bardziej to się wydaje bez pomysłu. Kompletnie nie rozumiem tego dziwnego motywu, z naszym bohaterem, który wyszedł z własnego ciała (?). Rozwleka się to wszystko i zaczyna nużyć.

"Wampir" to coś czego nigdzie indziej nie zobaczycie. Maniera kina niemego, potrafiąca wzbudzić u widza zarówno ciarki, jak i niestety ziewanie. Z jednej strony mamy obraz i całe sceny, które wyglądają wciąż niepokojąco, a z drugiej trochę rozwleczoną i średnio wciągającą fabułę. Warto się z nim zapoznać, choć odczucia mogą być różne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz