wtorek, 27 stycznia 2015

Comedy of Terrors (1963) reż. Jacques Tourneur


Gdyby Edgar Allan Poe postanowił któregoś dnia napisać komedię to prawdopodobnie wyszłoby mu coś takiego jak "Comedy of Terrors". Jest to jeden z, jak to zwykłem nazywać, wyrobów Cormanopodobnych - tj. filmów, które starały się naśladować styl i klimat adaptacji Rogera Cormana. Film, o którym mowa wyszedł spod ręki American International, odpowiedzialnej za cały cykl.

Przedsiębiorca pogrzebowy Waldo Trumbull i jego pomocnik Felix Gillie robią co mogą by ich interes się kręcił. Wobec tego zabijają staruszków w okolicy. To jednak nie wystarcza i urzędnik John Black grozi im eksmisją, jeżeli ci nie spłacą swoich długów. Panowie postanawiają "upiec dwie pieczenie na jednym ogniu". Problem tylko w tym, że pan Black cierpi na katalepsję...

Reżyser Jacques Tourneur zebrał na planie całą ekipę grającą w "Tales of Terror". Sam tytuł jest oczywistym nawiązaniem. Za scenariusz odpowiedzialny jest Richard Matheson, który pracował przy wszystkich Cormanowskich adaptacjach Poego. Co więcej w filmie użyto niektórych planów z owych filmów, jak na przykład cmentarz z "Przedwczesnego Pogrzebu".

Vincent Price gra wiecznie spitego Trumbulla, robiąc przy tym mistrzowskie, przerysowane miny. W rolę Gilliego, niezdarnego zbiega o złotym sercu, któremu słoń nadepnął na ucho wcielił się Peter Lorre. Basil Rathbone wciela się tutaj w pana Blacka, kataleptyka, który ma hyzia na punkcie "Makbeta". W filmie występuje także Joyce Jameson, w roli pani Trumbull, której wydaje się, że umie śpiewać. Wydaje.
Wszyscy wspomniani przeze mnie aktorzy mieli swój występ w "Tales of Terror". Na dokładkę mamy jeszcze Borisa Karloffa w roli przygłuchego dziadunia Hinchley'a.

Mimo iż sam Roger Corman z tym filmem nic wspólnego nie miał, tak estetyka pozostaje niezmieniona. Poza powyższymi nawiązaniami, sama fabuła jest czymś co mogłoby wyjść spod ręki poety z Baltimore, tylko, że z humorem na doczepkę. Mamy tu różne, typowe dlań cechy, z obowiązkowym wręcz kataleptykiem na czele. Samego czarnego humoru jest tutaj ogrom i nie ma tu ani jednego chybionego żartu. Nic, tylko najczystszy ubaw, od początku, po ostatnią sekundę.
Zwłaszcza, że to jest Edgar Allan Poe, tylko na wesoło... a to nie jest często spotykane połączenie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz