czwartek, 22 stycznia 2015

Dracula (1931) reż. Tod Browning

Wszyscy znamy klasyczne monstra wytwórni Universal. Zajęły one miejsce w popkulturze i po dziś dzień są rozpoznawalne. Niewielu jest jednak takich jak ja, którzy lubią wykopywać różne filmowe starocie. Zdarzają się prawdziwe perły i przykro mi się robi, gdy są one zapominane. Planuję zatem całą serię recenzji i chciałbym w niej omówić wszystkie 36 filmów wchodzących w skład oficjalnej kolekcji horrorów Universala.

Zacznijmy zatem od filmu, który wszystko zaczął. Gdyby nie sukces "Draculi", to żadne inne monstrum nie dostałoby swojego filmu. 
Na początek jednak mała lekcja historii. Na początku lat 30-tych aktor Lon Chaney był tak popularny w Hollywood, że wytwórnia Universal specjalnie dla niego kupiła prawa do adaptacji powieści Brama Stokera. Film nakręcić miał Tod Browning - reżyser, z którym Chaney pracował wiele razy. W 1930 roku, tuż po ukończeniu swojego pierwszego udźwiękowionego filmu Chaney zmarł na raka gardła. Wtedy to pojawił się na horyzoncie znany wszystkim Bela Lugosi, a reszta jest już historią.
Taka jest historia legendy i pewnie gdyby nie nagła śmierć, to "Człowiek tysiąca twarzy" słynny byłby nie tylko w erze niemej. 

Tak czy inaczej, "Dracula" otworzył wrota do kariery węgierskiemu aktorowi. Lugosi wykreował archetypiczną wręcz kreację wampira - Mrocznego, tajemniczego ekscentryka, przy którym każdy czuje się nieswojo, zostając z nim sam na sam. Myślę, że nie skłamię, mówiąc, że film zawdzięcza swój sukces właśnie dzięki Lugosiemu. To on kradnie niemal cały film dla siebie, będąc w jednej chwili czarującym gentlemanem, aby zaraz potem zamienić się w cichego, przerażającego krwiopijcę. Warto też wspomnieć, że jego twarz w wielu przybliżeniach prezentuje się po prostu rewelacyjnie i ten kamienny wyraz twarzy wywołuje ciarki nawet teraz.
Niemniej jednak kim byłby złoczyńca, gdyby nie jego nemezis. W tym przypadku jest to profesor Van Helsing, grany przez Edwarda Van Sloana. Jest on w swojej roli, chyba będzie to odpowiednie słowo, sympatyczny. To mądry i zabawny staruszek, mówiący z twardym akcentem, ale gdy trzeba, jest zwarty i gotowy, by uśmiercić żądną krwi bestię.
Z reszty aktorów wybija się też Dwight Frye, po tym filmie zaszufladkowany do ról szaleńców i w sumie widać dlaczego. Jego Renfield jest stuprocentowym wariatem. Tych wielkich, świecących się oczu nie zobaczycie nigdzie indziej. Tego chorego śmiechu nie zapomnicie do końca życia. Nie jest on straszny, ale widz ma straszną frajdę z oglądania go.
Pozostali aktorzy spisali się również dobrze w swoich rolach, ale raczej nikt w pamięć nie zapada. Bądźmy szczerzy, kto dałby radę przebić tych trzech panów powyżej?

Jest rok 1931 i wówczas filmy jeszcze muzyki w trakcie trwania nie posiadały. "Draculi" jednak wychodzi to na zdrowie. Ta cisza sama w sobie dodaje czegoś specyficznego do całej mrocznej atmosfery. Film posiada piękny, gotycki klimat. Zamek Draculi został pokazany nam bardzo dokładnie. Widzimy jego podziemia, widzimy trumnę i powoli wyłaniającą się z niej dłoń. Mamy ogromne pajęczyny, kurz i nietoperze za oknami. Nie wiem, jak wy, ale ja nie dałbym rady oglądać tego inaczej niż właśnie w czerni i bieli. Czytając powieść, takim sobie wszystko wyobrażałem i dzieło Browninga oddaje to idealnie. Do tego film ma naprawdę piękne zdjęcia. Wszystko kipi mrokiem.

Ale równie ważny w filmie jest scenariusz i ten wydaje mi się trochę nierówny. Stara się upchać zbyt wiele motywów z powieści, przy czym rzuca krótkimi scenami, nie rozwijając ich zupełnie. Wątek powstałej z martwych Lucy to jedna krótka scena, kiedy to przechodzi przez las i... tyle. Van Helsing mówi, że ją uwolni i wątek zostaje urwany. Albo jest scena, gdzie Renfield czołga się do nieprzytomnej pielęgniarki z zamiarem zrobienia jej czegoś złego, mamy cięcie i... nie wiemy jak to się skończyło. Jest może też jedna czy dwie bezsensowne sceny, ale nie maja one zbytniego wpływu na cokolwiek. Zakończenie również jest rozczarowujące i mogło zostać o wiele lepiej rozegrane.

Film Browninga, pomimo kilku zgrzytów scenariuszowych i montażowych wciąż prezentuje się bardzo dobrze. Jasne - postarzał się, ale który horror z tamtego okresu uchronił się przed tym? Pozostaje świetnym reprezentantem horroru wampirycznego, świetną gotycka historią i świetnym filmem w ogóle.

1 komentarz:

  1. Zawartość tego bloga pokazuje, że klasyka filmu jest ważna oraz cieszy fakt zainteresowania nią. Myślę, że po pewnej lekturze nie pozostaje nic innego jak wybrać coś i obejrzeć, by to po prostu nadrobić, a myślę że oporów przed takimi rzeczami nie mam.

    bowszystkocokocham.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń